Ministerstwo Odlotów

Fanzin o wszystkim i o niczym…

Żyto/Noon Morza Południowe 2021

Noona biorę w ciemno, 90% produkcji od niego trafia w mój gust, a do tego – jak artysta sam przyznaje – nie wypuszcza projektów po to, by zdobyć chwilę uwagi, lecz stara się tworzyć rzeczy ponadczasowe. Właśnie wyszła, nieco opóźniona – nie z winy twórców, płyta z Żyto. Byłem ciekaw jak mi wejdzie, mimo wszystko jeszcze bardziej niż kolaboracje lubię ciche, solowe odloty Noona, te awangardowe instrumentale, których pełno na YouTube i wszystkie mają za mało wyświetleń… Na szczęście na albumie znalazło się sporo miejsca dla muzyki.

Żyto nie był znanym mi raperem, ale sprawdziłem go i jego historia jeszcze zwiększyła chęć nabycia krążka. W 2018 Żyto rzucił rap dla malarstwa. Jak sam mówił dla noizz.pl w 2018 roku: Po wypuszczeniu albumu „Wiry” Prosto trzymało mnie w niepewności i wstrzymywało się z wydaniem kolejnej płyty. Później wytwórnia zmieniła profil i album koniec końców nie wyszedł. Miałem co prawda jakieś propozycje, ale przestałem czuć się częścią tego środowiska i wiązać z nim przyszłość. Męczyły mnie te wszystkie komentarze pod klipami i ludzie wypisujący wiadomości na fanpage’u. Wiem, że tak to wygląda, ale mi się odechciało. A dlaczego malowanie? Może moje teksty i klipy na to może nie wskazywały (śmiech), ale zawsze miałem artystyczne zacięcie. Mój świętej pamięci ojciec był malarzem, więc ten rodzaj sztuki towarzyszył mi odkąd pamiętam (…). W tekturowym opakowaniu płyty znajdziemy książeczkę, na którą składają się zdjęcia z procesu twórczego Żyto – lubię takie klimaty, tym bardziej w połączeniu z podejściem Noona do muzyki. Panowie po prostu zapragnęli stworzyć dzieło sztuki, zamiast tworzyć masówę. Namalowali wspólny obraz.

Uwielbiam takie podejście, ale to za mało – musi iść w parze z jakością. Noona można, jak wspomniałem, brać w ciemno i to co wyprawia na „Morzach Południowych” tylko potwierdza jakość jego twórczości – bity są genialne, noonowa elektronika, ale jednak w hip hopowym klimacie. Gdybym miał wskazać numer jeden jeśli chodzi o brzmienie z tego albumu – „Diabeł ubiera się w Stone Island”.

„Morza Południowe” (czerwiec 2021) to 13 tytułów w tym track bonusowy. „Za” to typowy skit (follow-up do klasyków z Pezetem?), a jest jeszcze „Przypływ” i „Odpływ”, czyli intro oraz outro, „Silencio” też jest skito-podobny, więc kawałków Żyta z Noonem jest stricte 9. To wszystko za niecałe 5 dyszek na 16 bitowym CD. Ktoś kto nie docenia sztuki powie, że drogo, a jest wręcz przeciwnie – twórczość, szczególnie producenta, Noona, warta jest dużo większych pieniędzy. Fakt, nie dla każdego, bo znany od lat 90tych (chociażby produkcje z Pezetem) artysta nie ma milionów wyświetleń swoich odlotów – ma jakość, którą zachwyca się garstka odbiorców.

Noon zrobił typowy dla siebie klimat, a Żyto opowiedział na nim kilka miejskich historii. Nie spodziewajcie się tu głębokiej filozofii, lub porad jak żyć, wręcz przeciwnie, proste anegdoty, storytellingi, można rzec obrazy z przewagą tematów damsko-męskich. Treść nie wnosi nic w życie, to nie tego typu płyta, ciarki biorą się z klimatu, nie z modnych-wielokrotnych rymów i tak dalej. Siedzą kolesie w czterech ścianach i tworzą dzieła sztuki, które nie mają szansy na miliony wyświetleń, krążek ten jest jak połączenie literatury współczesnej z muzyką.

Nie polecę żadnego singla, „Morza Południowe” trzeba słuchać w całości – wyłącznie na najlepszym sprzęcie, wieczorem w domu, albo samotnie podczas spaceru po centrum, w odpowiednim klimacie. Nie róbcie sztuce krzywdy i nie odpalajcie tego na byle głośniczku z telefonu, bo to odbieranie Noonowi jego wszystkich atutów.

PS: Jeśli chodzi o ciekawe kolaboracje producent plus raper, obecnie czekam na zapowiadaną nieśmiało płytę Hadesa z 1988.

Show More