Ostatnio przeczytałem dwie bardzo dobrze napisane książki o łowieniu prawdziwych zbrodniarzy nazistowskich po II Wojnie Światowej. To „Łowcy Nazistów” (Andrew Nagorski, 2016, 2020) oraz „Co u pana słychać?” (Krzysztof Kąkolewski, 1975, 2019). Muszę przyznać, że obie uzupełniły mój światopogląd w kwestii wojny i „wielkich planów”, więc polecę je także Wam. Uzupełniły o dokładne przyjrzenie się „banalności zła”, temu jak w odpowiednich warunkach „normalni ludzie” (urzędnicy, lekarze, robotnicy…) stają się częścią machiny zagłady.
Sami łowcy nazistów to nierzadko postacie kontrowersyjne, pełne zawiści wobec siebie nawzajem i o różnych odcieniach politycznych. Nagorski opisuje wprost ich batalie: i przeciwko sobie, i przeciwko oprawcom spod znaku swastyki. Nie idealizuje Szymona Wiesenthala i innych „antynazistowskich celebrytów”, ale trudno nie przyznać, że było kogo łowić i ktoś musiał się tym zająć. Skoro inni nie chcieli…
Wojna się skończyła, ale nie wszyscy pokonani zostali zabici. Amerykanie przechwycili nazistowskich naukowców, naziści udzielali się w polityce, wiedli spokojne życie po ucieczce z przegranych terenów. Mengele, który miał czerpać perwersyjną przyjemność z zadawania śmierci, zmarł podczas kąpieli (prawdopodobnie udar) w słonecznej Brazylii, w wieku – dopiero – 69 lat. Nie został osądzony.
Postawieni przed sądem, jak dowiadujemy się z książek, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Trzeba było zanegować działania Trzeciej Rzeszy, pokazać się, ale prawda jest taka, że liczba „szarych”, a nawet „zasłużonych” ludzi Adolfa urzędowała sobie dalej jak gdyby nigdy nic. „Takie były czasy”.
Łowcy nazistów chcieli podkreślić, że żadne czasy i żadna wojna nie są usprawiedliwieniem eksterminacji ludności, czy bestialskiego zachowania, na które w lekturach też poświęcono sporo miejsca. Nagorski i Kąkolewski, który osobiście rozmawiał z nazistami, dali nam zatrważające przykłady łatwego tłumaczenia sobie zbrodni, wystarczy że popiera ją system wokół.
W Polsce znamy przypadki zawinięcia przez policję kibiców trzymających flagę-sektorówkę jako pomagających w dokonaniu niezwykle groźnego przestępstwa jakim jest w oczach władzy odpalenie na meczu pirotechniki. Chociażby w tym kontekście dziwnie czyta się wypowiedzi sędziów i innych odpowiedzialnych za sprawiedliwość, którzy próbują wybielać strażników z obozów koncentracyjnych. Ten był zbrodniarzem, bo planował eksterminację, a tamten już nie był, bo „takie były wtedy czasy” i „kto by chciał wieźć na proces prawie dziewięćdziesięcioletniego dziadka?” – mimo, że żyją jeszcze ocalali więźniowie, którym – dziś bezbronny jak oni wtedy – kapo śni się po nocach, podobnie jak sprawiedliwość, choćby symboliczna.
„Łowcy nazistów” oraz „Co u pana słychać?” pełne są przykładów braku skruchy oraz udawanego, lub – co gorsza – prawdziwego braku zrozumienia popełnionych przez Niemców zbrodni. Dowiecie się z nich dużo o bardziej i mniej znanych oprawcach, poznacie nawet osobowość kata z procesu w Norymberdze. Bardzo ciekawe lektury! Nie napisałem zbyt wiele o ich autorach oraz wyglądzie, ale sedno jest na tyle ciekawe, że niech wystarczy… Reszta jest w książkach.
Obchody 63 Dni Chwały coraz bliżej. Cześć i chwała bohaterom!