Odezwać się wtedy, kiedy trzeba i stawiać opór, równocześnie… nadstawiając drugi policzek. Mało który film pokazał tego typu aktywizm tak jak „Gandhi” (1982, osiem Oscarów, a to tylko wierzchołek góry nagród…). Mało kto pokazał jak to robić w praktyce tak jak Mahatma Gandhi (2.10.1869-30.01.1948), indyjski prawnik (adwokat), filozof, polityk i wreszcie słynny mąż stanu!
To ten łysy, chudy, zazwyczaj skąpo i na biało ubrany hindus w okularach. Niby wszyscy słyszeli, że ktoś taki istniał, ale warto dowiedzieć się czegoś więcej, tym bardziej jeśli macie ochotę na długi, inspirujący film, który przez trzy godziny trwania potwierdza, że jest godzien otrzymanych nagród. Wprawdzie nie starczyło czasu na ewentualne racje brytyjskich kolonizatorów itp., jest to jednak film biograficzny, nie historyczny – pokazuje perspektywę jednostki.
Usłyszymy tu wiele cytatów z Gandhiego, takich jak „Pokojowe NIEPOSŁUSZEŃSTWO, bez przemocy”, „Oko za oko i cały świat oślepnie” itd. Gandhi głosił, że w oporze nie można używać agresji, ale nie można równocześnie tchórzliwie uciekać i porzucać drogi.
Skupiał się na indyjskich wioskach, dużo podróżował, można rzec – pielgrzymował po kraju. Podkreślał, że ubóstwo jest największą formą przemocy i polecał tkanie własnych ubrań, zamiast kupowania ich od Brytyjczyków, co miało stanowić pokojowy atak na kolonizatorów i przyczynić się do uniezależniania się od nich.
Nie znam dokładnej biografii Mahatma, wiem, że dążył również do zjednoczenia religijnego Indii. Sam mówił, że czuje się każdym po trochu, ale w filmie wychodzi od chrześcijaństwa i od zasady nadstawiania drugiego policzka. Ta nauka Chrystusa stała się punktem wyjścia jego pomysłu na pokojowy aktywizm, który oczywiście nie mógł się w pełni udać, bo świat nie składa się z samych Gandhich.
Został zamordowany 30 stycznia 1948. Miał już prawie osiemdziesiąt lat, schorowany i osłabiony kolejną głodówką, wyszedł przywitać się z wyznawcami. Jak się okazało, wśród nich ukrył się morderca, działacz ruchu hinduskich fanatyków uznających Gandhiego za zdrajcę, który wyciągnął pistolet i trzy razy wystrzelił w pierś Mahatma. W trakcie procesu miał powiedzieć: – Oskarżam go o wspieranie muzułmanów przy oddzielaniu od Indii Pakistanu w 1947 roku, tuż po uzyskaniu przez Indie niepodległości. Gdyby przeżył zamach, jak Jan Paweł II, pewnie by mu wybaczył, ale stało się inaczej i Godse (nazwisko mordercy) został powieszony…
Często piszę o uciekaniu od polityki, ale takie postacie jak Gandhi przypominają, że czasem pokolenie odezwać się musi, bo „ekskluzywni panowie”, nawiązując do tekstu Fisza z ostatniej płyty, tak się rozsiądą na swoich stołkach, że cierpi naród, lub jego znaczna część. Odezwać się nawet wtedy, gdy strzelają, co Polska również zna ze swojej historii… Gandhi był jedną z tych osób, które pokazały po pierwsze, że się da, a po drugie, że będzie bardzo ciężko. Przede wszystkim zmienianie świata jest misją dla najwytrwalszych, najbardziej konsekwentnych. Tacy stali się legendami już za życia i nic nie jest w stanie wymazać ich świadectwa, niezależnie od szerokości geograficznej.
PS: Cały film „Gandhi” z lektorem za darmo: https://www.cda.pl/video/582806626.
PS: Jak już jesteśmy w Indiach… Z zupełnie innej beczki polecam czteroczęściowy serial „Ray” (2021), który znajdziecie na platformie Netflix. Wszystkie cztery odcinki to osobne filmy na podstawie książek znanego w Indiach pisarza, który nazywa się Satyajit Ray. Klimat, napięcie, humor, metafory i muzyka trzepią beret równo… Niżej jedna z serialowych piosenek, która najbardziej wpadła mi w ucho, a w połączeniu ze sceną z odcinka wywołała niesamowity efekt artystyczny.