Ministerstwo Odlotów

Fanzin o wszystkim i o niczym…

Sarny

Znałem kilka osób, które wierzyły w PiS, widząc w nim partię o poglądach prawicowych, która ma („wreszcie”!) szansę realnie rządzić. Dzisiaj „jebią PiS” podobnie jak zwolennicy opozycji. Każda władza spowoduje zawód u swych wyborców, będzie chciała coś im zabrać. Sam jestem na etapie braku wiary w jakąkolwiek władzę, w sensie, że ktoś i coś musi być, ale oby jak najdalej ode mnie. Mniejsze zło to zapłacić im te podatki i niech o mnie nie wiedzą (tylko squaty próbują nie płacić…).

Psychiatrzy zdiagnozowaliby defekt u każdego z wielkich polityków, bo do pięcia się w górę po drabinie władzy, często połączonym z decyzjami uderzającymi w szarych obywateli, potrzebny jest specyficzny zestaw cech – z narcystycznymi na czele. Niestety, oni się nie leczą, leczą się wyborcy, nierzadko postawieni na krawędzi.

Tysiące ciągle „żyją tym” i komentują ten szajs, jakby ciągłe dyskusje polityczne były świadectwem dojrzałości. Nie nadaję się, wolę chodzić „nad staw”, przynajmniej od kiedy skapnąłem się, że nic z tego nie rozumiem i szkoda mi czasu na wiarę w oficjeli, lub powtarzanie truizmów o tym, że są bandą złodziei i psychopatów.

Zdystansowanie się nie jest proste, bo polityka jest tym nieproszonym gościem (Wesołych Świąt!) w twoim życiu, nawet jeśli nie zostawiłeś dla niej pustego miejsca przy stole. Marzenia o chacie odłożone, bo specjaliści nie polecają brać kredytu w nadchodzącym roku. 2023 też ma być słaby, a w 2024 „ma to wszystko pierdolnąć” (przynajmniej tak sądzi znajoma doktor politologii i socjologii, m.in. wypowiadająca prognozy gospodarcze dla jednej ze stacji telewizyjnych, której dziecko u mnie trenuje), a jak pierdolnie to „skręcimy w stronę normalności cenowej” (oby). Wszystko poszło w górę, ceny mieszkań w dużych miastach (i pod nimi) dawno rozminęły się ze zdrowym rozsądkiem.

No więc dalej w bloku, bo co to za relaks pod miastem, kiedy poza kredytem i drewnem do kominka nie będzie cię na nic stać, to już wolę witać się z bezdomnymi na klatce schodowej i iść coś wszamać na miasto, kupić płytę. Na moim półpiętrze rozgościł się „kulturalny bezdomny”, trzeźwy, widzę go jak spożywa posiłek, zmienia skarpety. Przypomina, że nawet wieżowiec może być luksusem. Niestety, nawet tacy z czystymi skarpetami wywołują schizkę („jaka jest historia tego człowieka?”) a propos wychowywania tu dzieciaka, a dwie czerwone kreski, moi drodzy, z tygodnia na tydzień coraz wyraźniejsze na teście… Awantura w czyimś mieszkaniu tak głośna, że słychać ją na obszarze kilku bloków. Stary znowu nietrzeźwy na święta.

Jest taki raper Białas, który wrzucał w swoich tekstach na „bananowe dzieci”, aż sam się zreflektował, że wychowuje własne na „największego banana” (opieram się na książce starego Matczaka, którego syn jest w wytwórni Białasa). Powód? Oczywiście chcesz dla potomka jak najlepiej, a przede wszystkim jak najbezpieczniej. O dzieciach własnych kolegów z kręgów niepoprawnych politycznie nie będę nawet wspominał.

Przychodzi taki moment, że albo dostrzeżesz w sobie patologię, co jest refleksją smutną na kilku poziomach, albo przyczynisz się do tego, że w tym zaklętym kręgu będzie obracać się jeszcze jedna żywa istota. Zadziwiająca liczba znajomych osób chce trzymać swoje pociechy z dala od takich jak my-kiedyś. Prosta, oczywista lekcja, w którą trudno byłoby dawniej uwierzyć – żyjąc tak jak my można skończyć różnie, tym bardziej w dzisiejszych czasach.

Gdzie są ci wszyscy, którzy krzyczeli, że trzeba być jak pit bull? Albo w ciszy wychowują dzieci na sarny, nie żyją, lub siedzą z przerwami w kryminale i do końca życia będą samym sobie udowadniać, a dzieciak będzie musiał „radzić sobie” sam… Dużo zapisuje dzieci na sporty walki, po to by umiały bronić się przed różnymi skurwielami. Bronić!

Wracając do ingerencji polityki w nasze życie. Ostatnio czytałem „Śmierć pięknych saren” (1971) Czecha nazywającego się Ota Pavel. To klasyk światowej literatury, wydany właśnie po raz pierwszy u nas w kraju w wersji autorskiej, bez cenzury (2021). Ota pięknie i prosto opowiada o utraconych chwilach beztroski w momencie, w którym nadeszła niemiecka okupacja. Jego tata musiał pod osłoną nocy wykraść ukochane karpie z własnego stawu, przejętego przez nudzących się, pełnych pogardy żołnierzy. „Wielkie sprawy” nawiedziły cichy kąt – i tak to właśnie jest… Najgorsze, że „wielkie sprawy” mogą cię nawiedzić nawet nad twoim stawem także z powodu politycznej bierności szarych ludzi… I, cytując Rogala DLL, bądź tu, kurwa, mądry…

PS: Przy okazji, motyw „Śmierci pięknych saren” w kawałku Tworzywa – to z niego dowiedziałem się o książce. Utwór trochę w klimacie „Black Mirror”.

Show More