W szpitalu czytałem książkę Jona Krakauera z 1996 roku, którą ostatnio (2021) ładnie wydało po polsku wydawnictwo Czarne. „Wszystko za życie” (dobry tytuł jak na lekturę w SORze…) to znana głównie za sprawą filmu historia Chrisa McCandlessa, który określił siebie jako „supertrampa”, by ostatecznie umrzeć z głodu i zatrucia w (dziś słynnym…) opuszczonym autobusie na pustkowiu. Miało to miejsce w latach dziewięćdziesiątych.
Mam wrażenie, że temat powrotu do natury, ucieczki w dzicz – wraz z postępem cywilizacyjnym – powraca coraz częściej. Ludzie szukają alternatywy dla życia w dzikim kapitalizmie i świecie reklam. Robią eksperymenty, uciekają, piszą o tym książki i kręcą vlogi.
Wiem, że historia Chrisa jest dobrze znana, ale głównie za sprawą filmu, tymczasem praca Krakauera znacznie poszerza jej horyzonty. Nie dowiadujemy się wyłącznie o życiu i ostatniej wędrówce Chrisa, poznajemy na przykład liczne przypadki innych „trampów”. Jon na ponad dwustu stronach próbuje uchwycić dlaczego ktoś decyduje się na ogromne ryzyko życia w izolacji, zdobywania szczytów, byle tylko uciec od cywilizacji. Nie wyżywa się na Chrisie, ale też nie rysuje mu laurki.
Wiadomo, że każdy kto ucieka od ludzi obudowuje to ideologią, bardzo często ma tendencje do filozofowania i idealizowania. „Wszystko za życie” nie sugeruje, że izolują się w taki sposób wyłącznie idioci, sam McCandless był niezwykle inteligentny i po studiach, ale jednak uciekają przed czymś, co zabolało ich podczas życia wśród ludzi. Mimo wszystko – ich idee okazują się dziurawe. Te rozkminy były momentami bardzo interesujące, nawet bardziej niż relacje z samych eskapad.
Na łamach starannie poskładanej książki znajdziemy także wypowiedzi członków rodziny Chrisa oraz relacje osób, które spotkały go na szlaku, rozmawiały z nim jako ostatnie. Przywoływane są zapiski z pamiętnika, który „supertramp” zostawił w autobusie, w tym cytaty z książek, jakimi karmił się duchowo.
Po dobrze zredagowanej, a przez to lekkiej lekturze, otrzymujemy jako taki zarys charakteru młodego człowieka, który oddał dosłownie wszystko za życie. Za życie po swojemu. Czy było warto? Po co o tym myśleć, pewien typ tak ma – i tak zaryzykuje, bo nie widzi dla siebie innej opcji… Chris gardził „amerykańskim snem”, a ostatni stos banknotów po prostu spalił.
Polecam książkę (znajdziecie w empiku), a jak Wam się nie chce czytać – film, z którego zajawka poniżej.
Kuszące, prawda…? Sam jednak wytrzymałbym może ze trzy dni… Żona, kawiarnia, księgarnia, muzyka, stadion, sala treningowa… itd.