W wiosennym numerze „To My Kibice+” (nr 1/2024) ukazał się artykuł „Chuligańska Brazylia”. Zdecydowanie zbyt mało popularny kwartalnik po raz kolejny opublikował materiał o Ameryce, która wcześniej w ogóle mnie nie interesowała, ale ile można czytać opisów kto jak ułożył kartony? Teksty o Brazylii, Argentynie, Kolumbii itd. przynajmniej oferowały coś nowego czytelnikowi-laikowi. Kiedy Jawor wrzucił do swego sklepu trzy książki-reportaże Łukasza Czeszumskiego, który w obiektywny sposób stara się przedstawić świat amerykańskiej ulicy – szybko zrobiłem klik, klak, klik.
Zacząłem po kolei. „Miasto gangów. Ukryte światy Rio De Janeiro” wyszły w 2019 i obrazują rzeczywistość przed i po Igrzyskach oraz Mistrzostwach Świata w Brazylii. Poradzili sobie? Oczywiście, że nie. Zamietli pod dywan, a teraz jest jeszcze gorzej.
Policjanci muszą po służbie chować mundur i dokumenty, bo bandyci mogą ich rozpoznać i – czy to w środkach transportu publicznego, czy podczas stania na światłach we własnym aucie – odstrzelić. ACAB nabiera w Rio innego rozmachu niż u nas w Europie, a każdy diler z faweli (od razu, bez szkoleń i testów dostają broń) oddał serię podczas nalotów.
Dawna stolica Brazylii nie jest jednak miejscem walki dobrych policjantów ze złymi bandytami. System jest tak skorumpowany, że sprzedaje na fawele broń, od której potem będą ginąć jego ludzie. To on zepchnął znaczną część narodu na margines. Gangi wynajmują policyjne wozy opancerzone do ataków na konkurencyjne grupy. Podobnych faktów Czeszumski przytacza sporo, a „Miasto gangów” można uznać za książkę ukazującą brazylijskie błędne koło, nakręcane przez nieudolną i zakłamaną władzę.
Mieszkańcy zazwyczaj wolą życie pod ochroną trafikantów (dilerów) niż policji, a tym bardziej milicji, a więc mafijnej koalicji polityków, policji i bandytów. Ale na faweli nie jest fajnie. Możesz jak piłkarz Adriano, legenda Interu Mediolan (na małych zdjęciach), gadać o tym, że na faweli jest wolność i na bosaka można ze skrętem zapalić sobie beztrosko grilla, ale tego samego dnia możesz zginąć od zabłąkanej kuli puszczonej gdzieś w uliczkę, bo dilerowi wydawało się, że dostrzegł coś podejrzanego. Mimo to, nie brakuje relacji mieszkańców przyzwyczajonych do realiów i twierdzących, że lepiej jest pod ochroną gangu niż policji. Z drugiej strony – co się dziwić, skoro tam dorastali, a główny nurt nie oferuje niczego prócz kłamstw i przemocy. Gang to sąsiedzi i jeśli trzymasz się zasad (opisanych w książce) – nic nie powinno się stać. Nic dziwnego, że nikt nie okrada swoich, skoro karą za niemal wszystkie przewinienia jest kulka w łeb, a np. pedofilowi nie zdążyliby jej zapakować, bo wcześniej zostałby wywleczony na ulicę i zabity kijami oraz maczetami.
Książka opisuje klimaty takich ludzi jak na filmiku niżej (dobór akurat tego filmiku – przypadkowy, ale jest o tyle fajny, że surowy). Relacje z wnętrz faweli, wnikliwe, po poznaniu ludzi, nie jak modne dziś vlogi podróżnicze pokazujące fawele z daleka, niczym ZOO. Czeszumski poszedł dalej, szukając przyczyny otwartej wojny. Wyszło mu tak, że 287 stron przeczytałem w dwa dni. Dobra lektura!