Nagrodzona Paszportem „Polityki”, pisana na zamówienie powieść „Inna dusza” (2015) Łukasza Orbitowskiego (rocznik 1977) przenosi nas do Bydgoszczy lat dziewięćdziesiątych. Opowiada o takich jak my chłopakach, paczce znajomych dorastających w początkach „polskiego kapitalizmu” i związanych z nim (bez)nadziejach.
Książka wyszła w nowej (2023) szacie graficznej, na okładce wita nas chłopak ubrany w niebieskie dresy, siedzący na ławce – to kazało mi po nią sięgnąć, zaryzykowałem (nie znałem Orbitowskiego, dziś jestem po jego „Kulcie”) i nie zawiodłem się. Język jest autentyczny, mimo że autor musiał udawać i dodać narrację do prawdziwych wydarzeń z kroniki kryminalnej.
Jędrek jest dobrze zapowiadającym się cukiernikiem. Siedzi w nim jednak coś więcej niż przepisy na ciasta. Bardziej od słodyczy woli narzędzia…, noże.
Polecam Wam tę powieść jako opartą na faktach historię nastoletniego nożownika z kraju nad Wisłą. Poza tym, rzadko trafiamy na coś wartościowego na półce ze współczesną literaturą piękną-polską, prawda?
Nie znajdziemy w „Innej duszy” wątków sportowych, aczkolwiek oba duże bydgoskie kluby się przewijają, Orbitowski chciał je widocznie umieścić w swoim obrazie mrocznego miasta bez nadziei (Bydgoszcz, Łódź i kilka innych mają „ten klimat”), gdzie wódka miesza się z „polskim katolicyzmem”. Dość mainstreamowa narracja, ale broni się, bo nie jest pozbawiona prawdy – obok pięknych ludzi egzystuje tu sporo hipokrytów, lub zagubionych owieczek (co zresztą autor podjął we wspomnianym „Kulcie”).
Gdzie obok nas kryje się „inna dusza”? Rozważa na ten temat Krzysiek, kumpel Jędrka, który jako jedyny zna go naprawdę, ale czy do samego końca? Wchodząc w ciało „niewinnego Krzyśka”, Orbitowski obrał wygodną dla siebie perspektywę, pozwalającą na autentyczność narracji.
Tytuły rozdziałów to tytuły piosenek z tamtych lat, często tandetnych, jak zresztą całe lata dziewięćdziesiąte. Miały swój urok, ale… jednorożec… – pozwólmy im już odejść.
Gdyby nie toczyła się tam wojna, powiedziałbym że rzeczywistość ukazana na łamach książki kojarzy się ze współczesną Ukrainą, lub Bułgarią. Większość spraw na dziko, biegający po osiedlach pedofile (i to nie Gruzini po Bytomiu…), pato-siłownie w piwnicach, dzieciaki próbujące zarobić na wszelkie dostępne sposoby, kobiety uwięzione w domach z mężami-alkoholikami itd.
No właśnie – alkoholizm jest ważną częścią opowieści, a Orbitowski ukazał chorobę oczami dziecka (Krzyśka). Dzisiaj Rychu Peja na Facebooku namawia młodych na mitingi DDA, wtedy o czymś takim niewiele się słyszało.
Reasumując – polecam, mimo że to nie jest książka sportowa, kibicowi powinno czytać się dobrze, bo ruch kibicowski zawsze był związany z klimatem miast i osiedli. Niestety, wszędzie znajdzie się też ktoś, kto chwyci za nóż, pewnie znacie z autopsji. Albo chociaż z wiadomości telewizyjnych…