Ministerstwo Odlotów

Fanzin o wszystkim i o niczym…

Filmy chrześcijańskie (2022, 2023) bez rzygania tęczą…

Jest szansa na chrześcijański seans, po którym nie będziecie rzygać tęczą. Nie spodziewajcie się robiącej taniec erotyczny Salmy Hayek, ale też cukierkowego obrazu raju i ukazania wiary, a co ważniejsze instytucji katolickiej i protestanckiej bez żadnej skazy. Jest pro, ale nie w stu procentach, a to już bardziej życiowe.
Żeby każdy film „katolicki” był jak „Ojciec Stu” (2022), oszczędzono by wiernym i niewiernym cierpienia! Bezpretensjonalny, w kilku momentach naprawdę zabawny, chwytający za serce. Tematyka i obsada (Mel Gibson, John z „Teda”… zawsze go tak będę nazywał) spowodowały, że długo do niego siadałem, spodziewając się zbyt moralizatorskiego podejścia do tematu. Znudziło mnie takie kino. Historia była wszak prosta, były bokser ma wypadek i słyszy powołanie. A jednak, ciekawie pokazali charakter późniejszego ojca Stu (nie ma co ukrywać, skoro sam tytuł sugeruje…), jego taty – smutnego alkoholika (Gibson), mamy oraz towarzyszy z seminarium. Dobre wrażenie potęguje oparcie fabuły na faktach. Czy ktoś uważa wiarę w Boga za kłamstwo to inna sprawa, nie jest rolą tego typu filmów rozważać historię religii, w każdym razie wiadomo, że jakakolwiek próba pokazania powołania zatwardziałym ateistom kończy się fiaskiem. Może chociaż nie będą patrzeć na wszystkich powołanych z góry?
Kolejnym obrazem opartym na faktach, jest „Jesus Revolution” z 2023 roku. Tu mamy do czynienia z protestantyzmem, nazwałbym go typowo amerykańskim, bo wiemy jakie do dziś „pastorzy” robią na tym biznesy. Zapełniają stadiony, zmieniają modlitwę w show, zresztą jego nieodłączną częścią są uzdrowienia, egzorcyzmy (w katolicyzmie już jest podobnie). Na ekranie przyglądamy się początkom tego zjawiska, kiedy w latach siedemdziesiątych masowo nawracali się hipisi. Głosili miłość, bezpośrednią i natychmiastową, równolegle polecano ją za pomocą trawy, czy popularnego LSD. Hipisi-chrześcijanie powoli rozumieli, że to czego szukają jest w Jezusie, nie w narkotykach. Nie tracili nic ze swojej subkulturowej specyfiki, której z kolei nie tolerowali konserwatywnie nastawieni protestanci. Do czasu, bo znalazł się taki, który otworzył im drzwi swego zboru… Film pokazuje historię takiego pastora oraz kilku młodych ludzi – wszyscy żyli, lub żyją do dziś, w realnym świecie. Podobnie jak „Ojciec Stu”, film jest dobrze zrobiony. Ciekawie pokazano np. próbę rozkminienia świata na haju, kiedy dzieciaki gubią się we własnych monologach, myśląc że są mędrcami prawdy. Chrzczenie w wodzie i samo przyjęcie chrztu również jest mocną stroną filmu. Obraz nie jest cukierkowy, porusza ważny dla mnie wątek wybujałego ego, mieszanego z „głosem Ducha Świętego”. Jak to się ma do dzisiejszego, „stadionowego” chrześcijaństwa? Nie wiem. W każdym razie trzeba uważać na wilki w owczej skórze i zwyczajnych narcyzów. Jeśli jesteś wierzący, oprzyj się jak najmocniej na Bogu i własnym sumieniu, a jak najmniej idealizuj innych ludzi. Piszę z doświadczenia, również w Kościele. Wtedy tego nie widziałem, ale dzisiaj znam takiego wilka i sam nie wiem, czy mu dziękować, czy mieć pretensje o osłabienie (ostatków) wiary w ludzi. Chyba jednak dziękować – wydoroślałem jako osoba religijna.
Oba filmy znajdziecie na platformie Netflix.

Show More