Ministerstwo Odlotów

Fanzin o wszystkim i o niczym…

Dobre płyty wciąż wychodzą (Lukasyno, KęKę’2024)!

„Chciałem tylko żyć spokojnie” – nikt tak ciekawie nie opowiedział o przejściu z życia ulicznego do izolacji od zgiełku jak Lukasyno. Dzieje się to od kilku płyt konsekwentnego („Nie zawrócę”) białostockiego rapera. Jego przekaz jest przejrzysty, a warsztat coraz lepszy. Mam takie momenty w życiu, że nie mogę tego słuchać, zbyt spokojne, ale zawsze wracam…
Dawno nie kupowałem płyty CD, po prostu nic ciekawego, według mojego gustu, od jakiegoś czasu nie wychodziło. Kilka dni temu opuściłem empik z „Przedświtem” Lukasyno (2024) i – zaległością – „Przemianą” Jurasa (2022). Szykuję się na „Remedium 2” Tau (jeszcze nie ma w sklepach, wysłał preordery), ale Piotrek, niestety, stracił zapał, sam o tym mówi i to słychać na ostatnich singlach, podobnie jak spadek charyzmy, co odczuwam wyraźnie jako wierny fan od czasów Medium (w tym uczestnik sam nie wiem ilu koncertów, co najmniej pięciu). Poza tym, jakby nawijał do dzieci, wiem że Jezus kazał być jak dziecko, ale dzieciak jakim jest Piotr na swoich trackach spowodował przesunięcie tego niegdysiejszego top (dla mnie) na nieco dalszy plan. Lukasyno za to rapuje/recytuje po męsku, zresztą niejednokrotnie powołując się na zachowania „jak na prawdziwego faceta przystało”. Nie jest to muzyka rozrywkowa, to refleksja dla mężczyzn właśnie (nie obrażając słuchaczek), najlepiej na łonie natury, na słuchawkach.
+/- połowę długiej płyty stanowi refleksja idealna na przedświt, druga to dojrzały przekaz uliczny, taki z innej perspektywy, z dystansu. Lirycznie jest bardzo dobrze, rap ocierający się o poezję, tym bardziej w stosunku do dzisiejszego „głównego nurtu”. Co jest głównym nurtem, to co ma najwięcej wyświetleń na portalach, w których od dawna się gubię? Za to lubię kupowanie płyt…
Nie znajdziesz tu pochwały brania narkotyków, ruchania dziwek i tak dalej. To zachęta do, by nie użyć po raz kolejny słowa refleksja, medytacji nad samym sobą i światem, tym widzialnym i niewidzialnym. Lukasyno nie ocenia człowieka pod kątem jego religii, sam używa szamańskiego bębna, indiańskiego fletu… widzimy jak różne ma inspiracje, nie tylko muzyczne, ale i duchowe. Kolejnym instrumentem, którym raper wzbogaca bity jest handpan. Mój faworyt? Póki co – „Makata” (na fotce kadr z klipu).
O ile jeden Piotrek traci charyzmę (życzę by przypomniał sobie jak Jezus wywracał stoły), drugi albo ją trzyma, albo odzyskuje po latach bez większego – jak dla mnie – wyrazu. Fani wiedzą co się działo z KęKę, ja fanem nie byłem, ale oglądałem kilka wywiadów, po których uznałem, że warto go śledzić, bo po prostu zna życie i prawdziwe problemy (także z samym sobą). Na fali słuchania nowości od Lukasyno wklepałem KęKę „4:01” oraz EP’kę „3:59” i zakochałem się w tej muzie od pierwszego słyszenia, a zaznaczę, że do teraz żaden album eks listonosza z Radomia nie został ze mną na dłużej niż jedno przesłuchanie (nie licząc singla „Samson”). Powód jest prosty – niektóre wokale ci (!) się podobają, inne pozostają mniej strawne dla twojego (!) ucha. Wokal to jedno, a przekaz, bit to drugie i trzecie. Ostatnie, nowe albumy siadły tak mocno, że wokal (lubię Fokusa, Sokoła, Pezeta, Borixona, całego WYP3 i wielu innych…) chowa się (przede wszystkim) za tematyką, bitami i bujającymi, melodyjnymi refrenami (Jonatan!). „Nowy design” brzmi jak letniaczek, a porusza smutny – jak to u KęKę – temat szukania szczęścia. „4:01” to godzina, podobnie „3:59” – ta druga, „wcześniejsza płyta” jest bardziej depresyjna, ale raper przypomina, że po czwartej zero zero zawsze nadchodzi czwarta zero jeden. Sporo tu bólu, ale i zbierania sił do dalszego życia pełnego obowiązków. Dorosłe życie, kłopotów mnóstwo, czy dajesz radę, czy samobójstwo? – pyta KęKę, nawiązując do kultowej „Molesty Ewenement”. Na „4:01” roi się od gości, śpiewających i rapujących (w tym Żabson, nie mogę się przekonać, ale tematyka singla narzuca ostrożność w ocenie, trafnie).
Zarówno KęKę jak i Lukasyno kupiłem w podstawowej wersji digipaku. Jakieś zdjęcie, grafika, podziękowania – nic specjalnego. KęKę dodał kilka vlepek, fajnie. CD Jurasa w klasycznym opakowaniu, ale książeczka bardzo uboga. Wiem, że muzyka ma mówić wszystko, ale dla kolekcjonerów…
Muzyka nie zamyka się na wiek słuchacza, mimo to po wspomniane krążki sięgną zapewne starsi odbiorcy, lub chociaż starsi życiowym doświadczeniem. Budujące, że wychodzą jeszcze dobre albumy, mocna dawka. Ostatnie projekty 1988 z kolei mi nie wchodzą, chłop jeszcze (?) w mroku. Noon z Żytem też szykują, aczkolwiek z zupełnie innego działa, solidny strzał. Dzieje się.
Kupię każdą płytę, przy której poleci mi łza. Nie będę analizował każdego numeru, odpal sobie i sprawdź, co sam poczujesz.

Show More