Dlaczego sprawdzam głównie rap (tekstowo), elektronikę i eksperymenty (muzycznie), a emocji szukam raczej w dźwiękach, nawet neojazzowych? Pokażcie mi nową, rockową, hardcorową antysystemową płytę, a nawet pojedynczy utwór, który powiedział coś ciekawego, lub chociaż podał stare-dobre wartości w świeżej odsłonie, tak że ponownie „coś” w tobie odżyło. Może do czegoś nie dotarłem, a może – i to jest ta wersja, którą obstawiam – w mocnej muzyce panuje tekstowy marazm, tak samo jak na „politycznej ulicy”, przynajmniej polskiej. Dziś każdy jebie PiS (również w rapie), tak jak w 2011 druga strona jebała PO. I tyle. Inna sprawa niż antyPiS dzisiaj nie istnieje.
Nie jestem przeciwnikiem spontanicznych zrywów ulicy w reakcji na działania władzy, przeciwnie. Dresiarzom w garniturach (Fisz) zawsze trzeba patrzeć na ręce i co jakiś czas „lud” musi dać znać o sobie (aktualnie w Kazachstanie zamieszki po podwyżce cen gazu i paliwa – zdjęcie wyżej). Podczas procesu zbrodniarzy wojennych w Norymberdze, naziści Ribbentrop i Seyss-Inquart w swoich ostatnich słowach określili siebie jako ludzi pokoju, jak więc widać, matrix we władzach może być naprawdę ogromny, co prowadzi do masowych tragedii.
Chodzi o to, by złość nie wybuchała byle jak i nie przybierała cyrkowych kształtów, jak w czasie wtargnięcia siłą zwolenników Trumpa do Kapitolu. Niestety, teorie spiskowe od co najmniej dziesięciu lat wyskakują jak grzyby po deszczu i nie wmówicie mi, że mądrość narodu polega na tym, by za nimi od razu biegać z flagą, zagłuszając tym samym sens prawdziwych zrywów (tylko cóż to jest prawda…).
Nic nie jest oczywiste, to jest ta różnica w porównaniu z protestami za PRLu, przynajmniej z perspektywy rocznika’86 po rozmowach z rocznikami’66. No chyba, że opozycja traktuje walkę z PiSem jako nową walkę o wyzwolenie i że niby po PiSie to już tylko raj…
Między tym wszystkim my, ani PiS, ani opozycja. Nie wiemy jak nazywać, a więc też jak opowiadać o swojej sprawie. No więc czym jest ta sprawa, hę? No – opowiedzcie…
Coś nas łączy, owszem, ale w kwestii konkretów, aktualnej sytuacji Europy pogubiliśmy się na tyle, że sami nie potrafimy wytłumaczyć sobie jakby Polska miała wyglądać w przyszłości. Geniuszy brak.
Dawniej ten bunt był żywy (co nie znaczy, że zawsze mądry), dziś jeszcze bardziej nie wiemy dokąd zmierzamy. Odloty pojedynczego człowieka, artysty stały się mi bliższe przy nazywaniu rzeczywistości, a na pewno ciekawsze niż kolejne „wielkie” perspektywy dla mas od dresiarzy w garniturach, lub samozwańczych powstańców, u których psychiatra z pewnością by coś zdiagnozował i miałby rację. Nie będę ufał człowiekowi, który nie potrafi ogarnąć szerszego kontekstu, dokopać się do głębszych myśli i z tego powodu chce nam zamknąć rzeczywistość w zbyt ciasnych ramach.
„Sprawa” zazwyczaj rodzi się z faktu, że ktoś ma problem ze złożonością świata, ze złożonością spraw wszelakich.
Wracając do marazmu na polskich ulicach. Może musieliśmy złapać tą zadyszkę, tak jak Zachód złapał ją naście lat temu, by teraz aktywniej stać na ulicach w istotnych kwestiach? Może to się w Polakach odrodzi, nadejdzie nowy sens, wszak sinusoida nie zawsze wskazuje na czas walki. Pozioma kreska kojarzy się za to z zatrzymaniem akcji serca, a społeczeństwo jest organizmem żywym, wartości i bunt także…
Może mamy lenia i mówiąc wprost – wyjebane. A może dorośliśmy i te refleksje są po prostu ewolucją, rozwojem? Może jeśli nie potrafimy spójnie opowiedzieć o sprawie, nigdy żadna sprawa nie istniała? Był tylko bunt wobec ataków na bliskie wartości, kiedy to w ramach postępu postanowiono wylać dziecko z kąpielą, bunt przeciwko konsumpcjonizmowi i kapitalizmowi patrzącemu jedynie na zysk kosztem wszystkiego i wszystkich, a reszta była tylko subkulturowymi dodatkami? Dziś te subkultury wydają się martwe, lub sztuczne, trudno się na nie nabrać, dać przekonać.
Sprawą do zrobienia jest nie pozwolić komuś opowiadać wyłącznie jego językiem, nie pozwolić głosić jednej wersji. To jednak też trzeba „umić”, a gdy słucham liderów, czy youtuberów… znów mi się nie chce.