Czech Ota Pavel pisząc swoje najbardziej znane dzieło przebywał na przymusowym odosobnieniu w szpitalu psychiatrycznym. Był komentatorem sportowym (wątki sportowe przewijają się przez książkę) i gdy usłyszał okrzyki niemieckich kibiców pracując na zimowych igrzyskach – trauma się uzewnętrzniła. Widział diabła, podpalał domy… Nieszczęśliwy, wrócił w szpitalu piórem do najpiękniejszych chwil życia i tak oto powstała kultowa „Śmierć pięknych saren” (i drugi zbiór opowiadań „Moje spotkania z rybami”). Pisanie jako forma terapii, jako narzędzie służące do wydostania się z mroku, chociażby na chwilę, przy okazji podbiło serca czytelników na całym świecie. W polskich księgarniach leży nowe (2021) wydanie tego dzieła, bez cenzury, które chcę Wam polecić.
Jedni zasną nad książką po kilku stronach, innych urzeknie wrażliwość autora i odkrywszy sedno jego dzieła, zachwycą się, tak jak Pavel, pięknem zwykłego dnia, czarem dzieciństwa i pasji, która po nim została. Pretekstem do opowiadania o prostych radościach jest tu łowienie ryb, które autor odziedziczył po rodzinie. Sam nie łowię, ale każdy czytelnik może podłożyć pod wędkarstwo swoje hobby, a pod rzeki i lasy swoje ukochane miejsca.
Opisywaną przez Czecha rodzinną sielankę przerwała II Wojna Światowa. Ota (pół Czech, pół Żyd) nie wnika w jej przebieg, nie analizuje – pozostawia światu przykład tego jak brudne gry mocarstw wchodzą ciężkimi buciorami w życie zwykłych ludzi. Tu nie jest ważne po czyjej stronie jest racja – barwnie opisana rodzina autora zostaje rozwieziona po obozach koncentracyjnych, kończy się dzieciństwo, powstają traumy. Czytelnik ma okazję zastanowić się jak wyglądają „wielkie sprawy” polityczno-militarne na tle życia jednostki, rodziny, miasteczka. Kiedy Adolf Eichmann widział tylko liczby [1], „Śmierć pięknych saren” opowiada o wrażliwości człowieka ukrytego w wojennej statystyce. W tym wszystkim pozostaje pogodny, nie brakuje mu poczucia humoru, co wywołuje jeszcze większe wrażenie, kiedy przypomnimy sobie w jakim miejscu i sytuacji życiowej tworzył.
Miłość do zwykłego dnia i sposób w jaki Ota opisuje „swojego tatusia” i wyprawy na węgorze, nakazują nazwać „Śmierć pięknych saren” książką optymistyczną. Niektórzy nazywali ją w recenzjach najbardziej antydepresyjną książką świata i faktycznie, czyta się ją momentami prawie jak „Dzieci z Bullerbyn”.
Jeszcze mamy czas i możliwość, by nie pogrzebać w sobie dziecka i dostrzegać piękno świata – nie zmarnujmy tego. W Muzeum Oty Pavla w Busztegardzie widnieje następująca myśl: Umieć się cieszyć. Ze wszystkiego. Nie oczekiwać, że w przyszłości zdarzy się coś, co będzie prawdziwe. Możliwe bowiem, że prawdziwe przychodzi właśnie teraz, a w przyszłości nic piękniejszego już nie nadejdzie.
Cieszmy się, że mamy możliwość. Staram się mówić do siebie rano: „mogę iść popracować z dzieciakami”, zamiast: „muszę iść popracować z dzieciakami”. Wychodzi różnie, wszak każdy widzi czasem swoje diabły, ale generalnie cieszę się, że mogę to robić i wiem, że będę wspominał zwykłe dni, kiedy mogłem pokopać z ważącym 30 kg podopiecznym w worek.
Byle nie wspominać ich w szpitalu psychiatrycznym…
[1]: Polecam obejrzeć ten film: https://www.cda.pl/video/948744006 (skrócona wersja, widziałem półtorej godzinną), to dokumentalny, a gdy będzie mało, fabularny, podkręcony: https://www.cda.pl/video/460118357 (jest też na Netflix). W filmie o procesie Eichmanna (porwanego z Argentyny po głośnej akcji Mosadu) zwróciła moją uwagę (kręcona przez cały proces) mimika jego twarzy, do końca nie chciał przyjąć punktu widzenia ofiar, twierdząc, że „tylko” wykonywał rozkazy i organizował transporty. Do wykonywania rozkazów i posłuszności było wychowywane całe społeczeństwo niemieckie, o tym z kolei polecam (Haneke!): https://zaq2.pl/video/iyqkp. Pomaga zrozumieć jak autorytaryzm, zapoczątkowany w metodach wychowawczych, prowadzi do tragedii.
Ogólnie, czym człowiek starszy tym mniejsza chęć żartowania z tych tematów…