Środa, pies wskakuje na wyro o 6:50 i chce zająć moje miejsce, wygrywa. Wstaję, mini-świnia kładzie łeb na poduszce. Idę na mszę o 8:00. Standardowo, kilka babć, dziadków, takich jak ja. Pustki. Gdzie są katolicy? Czy rzeczywiście wszyscy mają na rano do roboty? Możecie mówić, że przesadzam, ale regularne pustki na mszach w tygodniu dowodzą niewielkich potrzeb duchowych w „ostatnim bastionie” (?) wiary. Cóż, trzeba się cieszyć z tych, którzy są, wszak w mieście funkcjonują dziesiątki parafii i w każdej rano modli się tych dwadzieścia osób na – heh – krzyż. Łatwo nie jest, więc katolickie nawiązania muzyczne, czy filmowe pomagają nam naładować baterie.
„Wyszyński – zemsta, czy przebaczenie?” z 2021 roku. Bałem się tego filmu, podobnie jak „Mistrza”, bo dawno Polacy nie zrobili czegoś porządnego o naszych bohaterach, niestety. Nie wierzyłem, że dzieło braci Syków będzie tu przełomowe, ale zgodnie z kolekcjonerską tradycją i zacnością samej postaci kardynała – kupiłem DVD (leży w empikach).
Niespełna półtoragodzinny film fabularny określany jest biograficznym dramatem wojennym. Opowiada o młodym kapłanie Stefanie Wyszyńskim, jeszcze nie kardynale, a kapelanie oddziału stacjonującego na terenie Puszczy Kampinoskiej, równolegle działającym w powstańczym szpitalu. Akcja dzieje się w roku 1944.
No właśnie – akcja. „Wyszyński. Zemsta czy przebaczenie” nie jest wybitnym dziełem filmowym z wciągającą fabułą, grany przez Ksawerego Szlenkiera Wyszyński przedstawiany jest nam w świetle tytułowego pytania. Film dedykowany jest m.in. kapłanom, którzy mogą przynajmniej przez 88 minut postawić się w sytuacji z czasów II Wojny Światowej, kiedy kochanie i wybaczanie wrogom było jeszcze trudniejsze, aczkolwiek to chyba zawsze była najtrudniejsza z nauk Jezusa… W czasach kiedy prawie wszyscy idole (lub „idole”) nawijają o satysfakcji płynącej z zemsty, a najlepsze i najchętniej oglądane polskie produkcje to podkręcane historie gangsterów (ten ostatni naprawdę nieźle zagrany), jako chrześcijanie musimy – jak zawsze – przypominać sobie o drodze Syna Bożego na krzyż i o tym z jakim zachowaniem wobec agresorów się ona wiązała. Czy to w ogóle możliwe?! No właśnie…
Ciekawą postać historyczną, niewidomą Matkę Elżbietę Różę Czacką grała Małgorzata Kożuchowska, a jej przyjaźń z Wyszyńskim jest właściwie jedyną osią filmu, nie licząc wojny w tle.
Z dodatków na oryginalnym DVD zwiastun, zwiastuny innych polskich filmów, relacja z premiery i rozbudowane making offy z wypowiedziami poszczególnych aktorów, w tym gościnnie występującego księdza kojarzonego z Wojownikami Maryi, kiedyś „przerzuceniem się” na kapłaństwo ze sztuk walki, Dominikiem Chmielewskim. Pudełko płyty też w porządku, z dodaną książeczką o filmie (czytamy w niej m.in.: W jednym z warszawskich liceów na pytanie „czy znasz Stefana Wyszyńskiego?”, usłyszeliśmy odpowiedź: „Czy to nie on grał w Legii?”), ładnymi zdjęciami.
Warto kupić.
PS: Luty. Każdy organizuje karnawał, prawie nikt nie organizuje postu. Oby z nami było inaczej.
PPS: Raper Tau reklamował ten film poniższym klipem (jeden z lepszych jego kawałków od dłuższego czasu, chociaż do najlepszych jeszcze trochę brakuje):