Opętany w filmie „Rytuał” (polecam! [1]) Anthony Hopkins przekazał egzorcyzmującemu go księdzu pozdrowienia z piekła od taty-zboczeńca. Nietzsche nie żyje, więc ten tekst może być jedynie czymś przeciwnym, anty-pozdrowieniem i do piekła, ale co tam…
Friedrich Nietzsche pisał w swoim „Antychryście”, że chrześcijaństwo jest ogólnie rzecz biorąc reakcją ludzi słabych. Nie on jeden…, czytałem tego „nadczłowieka” od dechy do dechy, czytałem „Boga urojonego” Dawkinsa i… nadal jestem w Kościele, chociaż mój umysł także szuka, potrzebuje racjonalności. Po prostu nie łykam nauk Friedricha, nie zgadzam się z główną tezą, opartą tylko na jednej płaszczyźnie.
Dlaczego ludzie słabsi, z jakiegoś powodu odstający, tudzież osoby dobre – odrzucające zło (podparte siłą) miałyby być gorsze od ludzi na ten sposób silnych? Na tym polega człowieczeństwo, tym różnimy się od zwierząt, że doceniamy gatunkowo nie tylko siłę i mamy ku temu, ku dobru, szereg argumentów. Jeśli ktoś jest silny i wykorzystuje to do niszczenia innych, jest to patologia, a nie natura ludzka. Poza tym… zbyt często „niesłabi” (nie chrześcijanie) padają na pysk…
Skoro chrześcijanie są po prostu słabi i zrobili z tego religię, to jak słabi muszą być… różni (i pochodzący z różnych stron!) twórcy licznych, znanych na całym świecie dzieł filmowych, w których – często już bez Boga, ale jednak – wracają po słabszych, gnębionych, niedostosowanych? Powstają dzieła sztuki przeciwko wojnie, przeciwko wyzyskowi, przeciwko wykorzystywaniu i gwałtowi w jakiejkolwiek postaci.
To ludzie krzyczą – nie tylko chrześcijanie! Krzyczymy, że są ludzie słabi swoją siłą i silni swoją słabością, zależy od kontekstu i perspektywy, a człowiek ma ich więcej niż lew, czy lis!
Co jest z tym gatunkiem, że nie chce tylko gwałcić i rabować? No cóż, według Nietzsche chrześcijanie są słabi, a nie ma nic bardziej ludzkiego od wojny… Tragedie które przyszły niedługo po śmierci filozofa z pewnością potwierdziły jego tezy, że nie ma jak siła i dumny nadczłowiek, mm! Oklaski dla panów Adolfa i Stalina, byli ludźmi („zgodnymi z naturą”!) pełną parą, prawdziwe samce alfa, musimy ich docenić, bo jak nikt inny, przy pomocy SS i Armii Czerwonej (ależ oni byli naturalni w sianiu śmierci poprzedzonym propagandą!) pokazali światu na czym polega prawdziwe nadczłowieczeństwo!
Gdyby cywilizacja oparta była na sile, może nikt by się jednym, czy drugim „śmieciem” nie przejmował, prawda panie Friedrichu?
No właśnie…, tyle że my za szczyt cywilizacji uznajemy coś przeciwnego, sytuację gdy silny nie niszczy i jest uczciwy, w której silny pociąga słabszego (i chętnego) ku górze, wykorzystując swoje talenty. Sam może nie jestem zbyt silny, ale w oparciu o cywilizację chrześcijańską zapragnąłem na jakimś etapie przyczynić się do pomocy słabszym i stworzenia im warunków do wzrastania, gdzie zresztą mogę wzrastać razem z nimi, bo też się uczę. Wszystkie negatywne emocje jakie się przy tym pojawiają, nerwy, darcie ryja, niesprawiedliwość w stosunku do uczniów, gasiłem modlitwą, starając się to zmienić w dobro. Musiałem przy tym użyć siły (woli), a zatem nie wiem panie Friedrich o czym ty pieprzysz. Nie marzę o byciu tak silnym, by wyrywać komuś paznokcie i nie mieć wyrzutów sumienia – możesz mi wierzyć… Pewnie, że chciałbym się poprawić w różnych cechach charakteru, są sytuacje gdzie nie mam odwagi (a ma ją ktoś inny), ale za to moja odwaga ujawniła się gdzieś indziej (gdzie tamten silny upada). To nie jest takie proste.
Co z silnym człowiekiem, który nie ma siły walczyć o miłość, bo nie jest do niej zdolny? Też nadczłowiek, czy tylko pół nadczłowieka? A co ze słabym fizycznie człowiekiem, który potrafi upomnieć się o słabszych, którzy giną z rąk najsilniejszych przedstawicieli gatunku? Polegnie, ale wygrał, czy przegrał jeśli chodzi o idee nadczłowieczeństwa?
Czy to, że jestem w stanie o tym pisać nie oznacza, że jako gatunek nie jesteśmy stworzeni wyłącznie do siły?
Na szczęście cały czas dobro wybija się z ludzkości, ten odruch miłości, który ma odwagę powiedzieć, że zadeptać słabszego nie jest żadną sztuką. My chrześcijanie uważamy, że jest to boski pierwiastek na stałe obecny w naszym gatunku, działający w sumieniu, które potrafi się na dobro otworzyć, nie gasi ognia w zarodku tak jak to potrafią różni nadludzie, zajęci innego rodzaju ogniem, którzy nie dokopali się do swojego sumienia…
Albo byli po prostu źle wychowani…, tak – to też taki wynalazek gatunku ludzkiego, można pomóc, lub przeszkodzić.
Oczywiście zło pojawia się także wewnątrz Kościoła, tyle że nie ma nic wspólnego z nauką Chrystusa.
To nie mówienie o grzechu jest patologią, patologią może być co najwyżej skupienie się na nim i widzenie go we wszystkim.
Czytając takie książki jak „Antychryst” idzie zgodzić się z poszczególnymi zdaniami, wiara nie jest wolna od niedomówień. W pełnym ateistycznym obrazie – po lekturze książki oraz w oparciu o własne doświadczenia – zawsze coś mi się jednak nie zgadza, pewne sprawy w ich argumentacji pozostają niewyjaśnione, a mówienie o „naturalnym zachowaniu człowieka”, zważywszy na wielopłaszczyznowość życia i całe legiony kontekstów, uważam za jakiś żart… Naturalnie to żył (może) jakiś człowiek pierwotny, który bardzo szybko – jak uczy historia – zaczął patrzeć w niebo… Zaczyna się od nierozumienia, pamiętacie? Dzisiejszy świat, ja, Ty, czy pan Nietzsche też nie potrafimy spleść w jedno całej wiedzy, wszystkich płaszczyzn i kontekstów. Pewnie dlatego nie są w stanie ostatecznie, na 100% mnie przekonać.
Friedrich Nietzsche zapisał wiele ciekawych obserwacji, refleksji. Z tymi o chrześcijaństwie i jego (wyłącznie) złym wpływie na kulturę się nie zgadzam.
[1] Film oparty o prawdziwe postaci, ale nie w 100% na faktach (jak to w filmach fabularnych): KLIK!