Ministerstwo Odlotów

Fanzin o wszystkim i o niczym…

Presja – trochę sobie radzić, trochę ją zwalczać… Nowy bunt.

Niedawno wracałem z dzieciakami busem z zawodów (wybaczcie rzadsze pisanie, energia idzie na robotę, pojawiają się pierwsze siwe włosy, o łysieniu nawet nie ma co wspominać…). W drodze powrotnej puszczali swoją muzę. Treściowo dramat, ale bawiliśmy się dobrze, bo z dystansem do tych treści.

Coco Chanel, jakaś niby dancehallowa Leosia (do dancehallu chyba trzeba mieć dupę, a nie anoreksję…?) i „niech trwa jeszcze hotelowa doba w apartamencie”… Pomyślałem sobie jak zmieniły się marzenia młodych Polaków. W latach dziewięćdziesiątych i na początku dwutysięcznych chciano po prostu żyć za nieco wyższą średnią krajową (Za sześć stów zapierdalasz, na opłaty ci nie starcza – słuchaliśmy Rycha kitrając się po piwnicach), a dzisiaj młodzi nie rozumieją takiego przekazu, patrzą w stronę melanżu w stylu Kizo, zazdroszcząc mu jachtu i „suki trenującej przy Mel B”. Zwykła praca za (nie najniższą w stosunku do dawnej) średnią krajową nie jest dla nich czymś szczególnym.

Napisałem, że treść = dramat, ale jest nadzieja. Trochę te dzieciaki już znam i wiem, że nie ma co przesadnie psioczyć na nie jak stara dewotka, bo oni w znacznej mierze słuchają tego dla jaj i wyczuwają kiczowatość. Na serio za debilnym przekazem idą tylko debile, jak zawsze (takie dzieciaki też poznałem, efekt był smutny, a raczej żenujący). Ok. – trochę wwierci się dzieciakom w mózg ten durny przekaz, bo przecież znają teksty na pamięć, ale co w takim razie powiedzieć o naszym katowaniu Nagłego Ataku Spawacza pomieszanego z Konkwistą w wieku jedenastu lat? He he, brajdaszkowie… Nie wiem jak Wy, ale ja do dziś nikogo nie zabiłem, a miłość jest stale towarzyszącym mi uczuciem. Cały czas chodzi o wychowanie, może też wewnętrzne predyspozycje, a nie o kształt świata.

„Hotelową dobę w apartamencie” strolowaliśmy, bo nocowaliśmy na zawodach w tak pachnącym PRLem hotelu, że Kizo powiesiłby się na bojlerze, gdyby musiał tam spać. Dzieciaki nie oceniają się po ciuszkach, a z klipów typu „Coco” mają niezłą bekę. Owszem, słuchają, ale błędem jest całkowicie skreślić ich inteligencję, przynajmniej znacznej części i się nakręcać, że „kiedyś to było, a teraz młodzi upadli”. Gwarantuję, że nie wszyscy, a problem leży w znacznej mierze w pierdolących bzdury dorosłych, którzy zapomnieli jacy sami byli.

Młodzi widzą, młodzi mają swoje problemy i nie jest to już bieda jak u Rycha z Jeżyc. Jednym z głównych powodów depresji’2021 jest presja, chęć zrobienia więcej. Nawet nowy underground nawija o przesadnej presji na tych swoich autotunach (333 – tylko do połowy zły… dobre). Krenz – „333” (feat SCOLOPENDRA):

O ile dziesięć lat temu warto było tworzyć teksty motywacyjne, dzisiaj towarzyszy im pewien wyrzut sumienia, przynajmniej u mnie. Każdy do czegoś cię namawia i krytykuje, gdy masz zbyt wiele czasu wolnego. Jak możesz!? Nie zrozumie problemu ktoś kto nie poczuł się źle z tym (lub nie został za to skrytykowany), że po tygodniu zapierdalania po prostu położył się na cały dzień, rozkoszując się dobrym filmem, książką, czy muzyką. „Konkurenci w tym czasie trenują/zarabiają/budują!”. Jak śmiesz leżeć! Jak śmiesz nie chcieć być najlepszy!? To twoja jedyna szansa, nie śpij!

Idzie zwariować…

Leżenie i wyjście spod presji staje się buntem pokolenia, nie ma w tym buncie miejsca na politykę – nie ma na nią czasu, ona jest w tyle za tym, że muszę zrobić to i nauczyć się tamtego, by sprostać oczekiwaniom. Dzieciaki w szkołach mają taką presję, że doprowadza to ich rodziców do łez. Inni rodzice motywują ich i wymagają ogromnego wysiłku, który skutkuje tym, że młodzi wczesnym wieczorem wyglądają jak zombie, bez energii i chęci do życia.

To jest problem pokolenia – a mówić dzieciakowi poddanemu morderczej presji, że za mało w nim patriotyzmu, aktywności w politycznych kwestiach itd., jest w jego oczach tylko kolejną abstrakcją. „Dajcie mi, kurwa, spokój!” – takie by mieli hasła, gdyby tylko znaleźli czas na demonstrację… Czasu nie mają, bo czekają korepetycje wyrównujące zbyt małą wiedzę, zajęcia sportowe wyrównujące żenujący poziom WFów i tak dalej…

Mój problem w tym kontekście polega na tym, że jestem trenerem, a trenowanie dzieci w wyczynowym sporcie to też nakładanie na nich nadmiaru obowiązków. Gdyby to była jedyna aktywność, której się od nich wymaga, ale niestety… Muszę mówić „musisz”, nie mogę okłamywać ich, że osiągną sukces minimalnym kosztem. Dzisiaj niewiele można minimalnym kosztem, a doba jest krótka. Nawet dla dzieci 24 godziny to za mało – taka cena liberalnego, kapitalistycznego nadmiaru, bez którego jednak nie bylibyśmy już w stanie żyć. Mamy tyle możliwości, ale w chwili refleksji można pomyśleć o tym inaczej – tyle możliwości, a coraz mniej możliwości, by odpocząć psychicznie… Moją jedyną nadzieją jest sprawienie, że polubią mnie i ten sport, wtedy perspektywa zmienia się w optymistyczną. Chcę wierzyć w to, że gdyby nie chcieli, to by nie chodzili, ale ciągle wielu jest takich, których rodzice chcą – oni sami, niekoniecznie.

Zawsze coś.

Mimo wszystko lepiej mieć szereg opcji niż nie mieć żadnej. Dzisiaj musimy głównie walczyć ze sobą – radzić sobie z presją i ambicjami, nie z brakami w Systemie (czy jest tu jakiś bezrobotny? U mnie w mieście roboty jest w pip, a rąk mało…). Jeśli jesteś sprytny – jest to do zrobienia, tylko olej te Coco Chanel i jachty Kiza, a zapierdalaj tam, gdzie to jest naprawdę sensowne, nie żałuj czasu na odpoczynek.

Nie mam czasu, a pojadę do Trójmiasta pochodzić sobie po plaży, bo lubię słuchać muzyki w takiej aurze. Bo chcę…

Show More