Ministerstwo Odlotów

Fanzin o wszystkim i o niczym…

Piękny świat (5)? W politycznym wrzasku… wracam na chwilę do Złotych Piasków

Kampania, przerwa na reprezentację…, w ojcostwie przerw już nie uświadczę, ale widzimy się, więc udało się siąść do klawiszy, by nieco potrenować. Musi się udawać, to trwanie w pasjach. Wpatrywałem się w różne dzieła, ale i tak najpiękniejszy jest stary, pogięty stadionowy płot, a zatem jesteśmy po prostu pierdolnięci. Z drugiej strony to nas trzyma, w kampanii również, że istnieje bunt, niezależny obieg, coś w czym się człowiek zakochał, nawet jeśli dla większości jest to szkaradne i szalone. Cóż, słyszałem że postępowcy chodzą przytulać się do drzew, lub dzwonią do wróżek, a zatem… Co kto lubi. Zamiast rozważać, czy Kaczor, Tusk, a może Konfederacja, wolę włączyć instrumental Noona (włącz, przecież tam od pierwszych sekund jesteś gdzieś indziej, wpatrujesz się!) i cofnąć przed początek jesieni.

Czerwiec, zakończył się sezon piłkarski, pozostało kilka finałów pucharów. Miałem zrobić przerwę, ale jednak, pod wpływem chwili, wpłaciłem kolejne pięć dyszek na Fortunę. Wtorek rano, nic ciekawego nie gra, miała być Maja Chwalińska w tenisa, ale mecz zniknął gdzieś ze streamów, chuj go wie. Obstawiam czeską ligę juniorów U19, dokładny wynik, fajnie nabiło, a i tak granie przypomina strzelanie na oślep. No, prawie, lecz systemy i prognozy tylko pomagają zwykłemu nieszczęściu, które czeka na większość graczy. Gram z nudów, jak Bukowski na wyścigach konnych, nie dla kasy, co oczywiście też jest na rękę bukmacherowi, bijącemu szmal na takich nudziarzach jak ja w równym stopniu, co na „wszechwiedzących” analizatorach. Mecz czeskich juniorów nie wszedł. Wzruszam ramionami.
Śpiewam do lustra. Drzwi windy otwierają się, wyjeżdżam z walizkami na klatkę schodową i znów nie jestem sobą. Gdyby tak wszyscy pozbyli się strachu przed oceną. Kim w czterech ścianach był Adolf Hitler i kim jest Putin? Kim jest Twoja sąsiadka i kumpel? Kim ja jestem? Magnezy na lodówkę z Hitlerem i Putinem sprzedawane na deptaku w Złotych Piaskach. Ach ta polityka, ten dziki kapitalizm. Pisząc o Bułgarii mam wątpliwości, czy „Piękny świat” tu pasuje.
Polityka, ponoć wszystko nią jest. Środowisko aktywistyczne, często z jakimś żalem, skrytym kompleksem, sfrustrowane że nie może żyć tak jak „góra”. Niby nie chce, ale ciekawe, czy by pogardziło, mając taką możliwość. Co pokazała historia – wiemy. Aby coś zmienić trzeba umoczyć się w gównie, a masy z ulic to tylko i aż mięso armatnie. Aż, bo wielotysięczna armia bez przywódcy potrafi przesuwać granice skrajności i pozwala działać w centrum osobom umoczonym, gdyby nie ona – to centrum byłoby gdzie indziej, jeszcze bardziej w stronę przeciwnika, którego każde pokolenie posiada. Takie oto znaczenie miał/ma nasz protest, gaz na twarzach i ciuchach. Rządy PiSu, wysokie słupki Konfederacji. Ludzie wierzący, że gdy do władzy wróci Tusk będzie lepiej. Jaka krótka pamięć! Ludzie, którzy zawsze mieli to w dupie, teraz wydzwaniają, że każdy głos się liczy, a tobie otwiera się przysłowiowy nóż w kieszeni.
2023. Nie chcę z oczami frustrata kogokolwiek „budzić”, brać w tym udział, aczkolwiek skoro uważa się coś „na górze” za wałek, niesprawiedliwość – trzeba o tym mówić głośno. To zaprzeczenie „Orwellowi”, reżimowi w praktyce, a zatem mrówczy aktywizm „dla każdego”. Ulica może też przesadzić, pamiętamy co działo się w wakacje we Francji, ale wiadomo kto tam „protestował” i na co był im potrzebny sprzęt RTV/AGD.
Tymczasem wyjazd-urlop, myślę nieskromnie, że zasłużony. Cały rok mam pod swoją opieką od 80 do nawet 140 dzieciaków uprawiających sport. Praca z ludźmi, z ich rodzicami, ryje banię, psuje nerwy – nie miałem pojęcia, ale i tak to my sami jesteśmy dla siebie największym zagrożeniem. Przecież generalnie jest dobrze!
Siedzę na tarasie z nogami na barierce, spoglądam w dół na innych wczasowiczów. Wszyscy w pewnym sensie śpimy, chociaż wiemy o politycznych mafiach, płacimy im. Każdy dziś „budzi”, linkuje, memuje – tylko do czego? Czasem do szczęścia w tym względzie wystarczy nie łykać propagandy jak pelikan, ale nic z „nimi” nie zrobisz. Nieświadomi mają prościej, a Ty będziesz kolejnym nieszczęśliwym pseudo rewolucjonistą, ewentualnie szczęśliwym, lecz niespełnionym. Może napiszesz książki?
Mewa siada na balkonie, ponoć potrafią coś ukraść tym swoim wielkim dziobem, zupełnie jak nasi carowie.
Do polityki obrzydziło mnie także działanie w związku sportowym jako trener. Bitwa o stołki zamiast wychowywania dzieciaków, pełne hipokryzji towarzystwo, materialne motywacje, ginąca kasa. Jak to ma później zdrowo funkcjonować?
Złote Piaski, pełne Szwabów i vlep ich ekip. Ba, nawet jest kilka typowo niemieckich barów, gdzie nad kranami z browarem wiszą szale klubów z Bundesligi. Widzę dwóch typów w koszulkach HSV, kogoś w rybaczce, aż kusiło by „Ha Ha HSV!” zaśpiewać po ich ostatnim wyczynie związanym z brakiem awansu [1]. Na parasolkach ogląda się Ligę Narodów. Techno i piwo.
Polaków również tu sporo, u mnie w hotelu przybijamy grabę z typem w koszulce Radomiaka. Warna hooligans w Złotych Piaskach słabo widoczni, przynajmniej jeśli chodzi o barwy. Widoczna za to budząca respekt mafia i ich tancerki, dziwki oraz bramki. W miejscowości wyczuwalny strach przed nimi, mają monopol na wszystko w tym automaty, „boksery” na deptaku. Jednego poranka przed ich dyskoteką widać ślady konkretnej awantury, zamknięte są nawet budy w najbliższym sąsiedztwie. Poszedłem na jedną imprezę i tam też barman ostrzegał mnie przed niebezpiecznymi ludźmi, którym lepiej nie rzucić się w oczy.
Taksiarz przekonany, że wie do jakiego sklepu chcę jechać.
Wiozłem już tam kogoś, chyba Niemców.
Zobacz pan zdjęcie – pokazuję mu telefon – taka czaszka tam jest na witrynie, na pewno się rozumiemy?
Nie spojrzał, on wie.

Oczywiście zawiózł mnie do sklepu oficjalnego, na szczęście po pierwsze na stadionie Spartaka, który i tak chciałem zwiedzić, po drugie jest to niedaleko nieoficjalnego „Fan Shopu”. Machnąłem ręką, płacąc umówioną wcześniej kwotę. Ze Złotych Piasków do stadionu powinniście zapłacić około dwudziestu bułgarskich „wariatów”, to aż pół godziny drogi, miejscowość wypoczynkowa nie znajduje się w samej Warnie.
Wchodzę na płytę stadionu. Takich wysłużonych obiektów już w Ekstraklasie nie ma, nie dopuszczają ich, często wymuszając prowizoryczne rozwiązania z opłakanym skutkiem dla stadionowej infrastruktury i klimatu. 12stotysięcznik, krzesełka tylko na prostej, łuki stojące, klimatyczny płocik na flagi. Oficjalny sklep to jakaś buda obok, nic w niej nie ma prócz paru koszulek meczowych i breloczków. Bida, ale kto chciałby pościel Spartaka Warna… Klubu dziś drugoligowego, z grupką fanów.

Niecały kilometr dalej znajduję wspomniany sklep, prowadzony przez członka tamtejszej ekipy. Google pokazuje, że otwarty, tymczasem zastaję zasłonięte rolety. Obok barber shop, leżakują przed nim jakiś typek z panną, pytam o „Fan Shop”, wykonują telefon i za dziesięć minut szef podjeżdża taryfą.

Asortyment również bez szału. Chusty i koszulki, typowo hooligańskie wzory w tym ze znanym „h”. Obok vlepek miejscowych, vlepki gdyńskiej Arki, z którą – jak się dowiaduję – mają kontakty (pierwsze słyszałem).
Chwilę gadamy. Generalnie są grupą chuligańską w starym znaczeniu tego słowa, przynajmniej tak to gościu przedstawił, ich drużyna spadła w minionym sezonie z najwyższej ligi, ale mają to w dupie jak i cały bułgarski futbol, bo tutaj nikt nic nie gra prócz góra dwóch drużyn, zresztą w Warnie funkcjonuje kumaty FC CSKA Sofia (sporo tagów).
Truizm. Przypomina mi się jak taksówkarz narzekał, że ich sport po pierwsze niszczy mafia, po drugie sprowadzanie szrotu spoza Bułgarii, zamiast dać grać miejscowym chłopakom. Skąd znamy tą narrację? Ogólnie taksiarze mówili o mafii i syfie, a kibic w sklepie tylko o syfie, heh. Kameralny klimat to żaden Against Modern Football, raczej niszczenie popularnego sportu w sporym mieście, zresztą podobnie jak całego kraju. Po chwili rozmowy żegnam się i wracam do kurortu.

Na obiekt Czarnego Morza Warna, lokalnego rywala Spartaka, nie dotarłem. Sprawdzałem ich sparingi, ale grali poza miastem i to w znacznej odległości, nie chciało mi się tracić pół dnia na kolejny pusty stadion. Spartak nie grał wcale. Minus wakacji pod koniec czerwca, ale wybrałem mecze Legii na żywo (po raz pierwszy w życiu jestem szczęśliwym karnetowiczem).
Plus taki (i takiż też sens tego tekstu), że zawsze jakiś kibicowski wątek urlopu, odrobinę słońca można sobie wyszarpać, gdzie byś nie pojechał. I to jest mój sport, moja piłka nożna, moja turystyka. Z dala od wielkiej polityki, w opozycji do gówna, nawet jeśli jesteś na komercyjnym stadionie gdzieś w Europie Zachodniej, nie tylko na bułgarskich ruinach.
A urlop? Wybrałem to miejsce tylko dla ceny i krótkiego lotu z niemowlakiem, mam nadzieję że do trzeciego pod względem wielkości miasta w Bułgarii nie będę musiał wracać. Nic tu nie ma prócz dziwek i mafii. Morze fajne, fakt – i pogoda prawie pewna.
[1]: Na koniec jeszcze o tym HSV. Niedziela 28 maja. Ultrasi HSV Hamburg cieszyli się z awansu do Bundesligi na murawie stadionu SV Sandhausen (HSV wygrał 1-0), wtem… Heidenheim (weszli z pierwszego miejsca) strzela w Regensburgu na 2-2 w 93’ minucie i na 3-2 w 99’ i… HSV znowu zagra w barażach, a na twarzach fanatyków HSV rysuje się poczucie klęski! No i trochę przypał z tą przedwczesną inwazją na murawę, lokalny rywal wydał serię vlepek. Aha, baraże ze Stuttgartem przegrali i pozostają w 2.Bundeslidze, do której spadł też inny „pompowany balon” niemieckiej piłki – berlińska Hertha.

Show More