Znalazłem miejsce w cieniu na kamienistej plaży. Właśnie wyjąłem zeszyt i pomyślałem jak tu pięknie i pustawo, teraz mogę skupić się na literkach. W tym momencie dynamicznym krokiem wychodzą przede mnie dwie blondynki, a gdy kolejny raz podnoszę wzrok, jedna z nich tyłem pompuje wielki materac. Widzę jedynie dynamiczne ruchy rękami w dół i w górę, podskakujący tyłek, który niemal mnie wachluje i piersi falujące po bokach.
– Panie, ale żeś je pięknie stworzył! – jedną nogą pozostaję jeszcze po jasnej stronie wyobraźni, ale dopiero, co usiadłem, o brajdaszkowie moi, kamienie nie zaczęły nawet uwierać w dupsko.
– Bądź mężczyzną i walcz – mówią kapłani.
– Bądź mężczyzną i nie walcz – mówią wszyscy inni.
Siedzę, śmieję się do klaszczących pośladków, przychodzi na myśl kilka komentarzy, jej chłopak już krzywo patrzy.
Jednym z głównych tekstów mojej żony jest:
– Nie, tego nie wypowiadaj, to tylko ty rozumiesz.
Może to jedno z tych. Milczę.
Na szczęście świat też jest piękny.
Nie była tak mocna, tak gęsta jak w mojej polskiej miejscówce, ale shisha w Makarskiej, palona kilka metrów od morza i tak smakowała wyśmienicie. Rzut okiem na zieloną wodę, rzut okiem na kamienistą górę wystającą zza rzędów apartamentów, rzut oka na unoszącą się w kierunku błękitnego nieba chmurę. Myślę sobie, że do pełni szczęścia brakuje tylko wrzucenia na luz przez całą populację i nieodłącznie związanego z tym powszechnego dobrobytu oraz samoakceptacji, ale tak naiwne pragnienia można mieć jedynie tutaj, w jednym z ziemskich rajów.
Żyjemy na tak pięknej ziemi, po cholerę psujemy sobie humor?
Do pełni szczęścia brakuje także meczu na żywo, ale trwa Euro 2020, więc przynajmniej są namiastki. Oglądam Hiszpania – Chorwacja z miejscowymi w przybrzeżnych barach, po tym jak ich drużyna z 1:3 wyciąga na 3:3 odpalają nawet race, ludzie biegną z plaży zobaczyć powtórkę. To był ciekawy dzień na Mistrzostwach Europy, odpadają wicemistrzowie i mistrzowie świata. Uśmiecham się, gdy w hiszpańskich piłkarzy lecą butelki z wodą, bo jednak ciągnie do starego… Spokój i piękno często okazują się niewystarczające, sami się popsuliśmy.
Pojechałem do Splitu, odwiedzić pusty stadion Hajduka, fotografować graffiti, poczuć chociaż 5% klimatu, który poczuję po starcie sezonu w Polsce. Split robi wrażenie, prawdziwy duch ultra połączony z upałem i urokiem okolicy. Bary, skutery, morze, imprezy, świątynie katolickie, wszechobecny herb Hajduka i zaprzyjaźnionego z nim Górnika Zabrze. Nie są to moje sympatie, ale fajnie tam mają, dobrze to wygląda, połączenie brudnego futbolu z bajecznym krajobrazem. Prócz prostych napisów, nazwałbym je stylem włoskim, są wrzuty prezentujące całą gamę wartości – POW, wolność dla pirotechników, mentalita ultras. Pomalowane mury, knajpy, przystanki. Widać ludzi w barwach, gadżety miejscowego klubu i kadry na bazarach, w sklepach. Przetrzepałem internet, Hajduk gra sparing ze Śląskiem, ale na zgrupowaniu ponad 700 km stąd, mimo wszystko nie opłaca się jechać na takie coś. Pozostaje plaża, woda, góry, upał.
Znajomy pyta o to wszystko i sam wysyła fotki z Kairu, gdzie chodzą w kilka osób po slumsach. Ruszyliśmy dupy w ostatnich latach, świat jest na wyciągnięcie ręki, nie tylko manifestowanie w Polsce. To rozładowuje frustracje, mamy perspektywy ciekawych przeżyć, to nie to samo, co gnicie pod blokiem w latach dziewięćdziesiątych. Korzystamy z globalizmu, z kapitalizmu, cokolwiek byśmy o nich nie mówili. Wszędzie jednak patrzymy po murach – patrzymy kto tu tak naprawdę siedzi, tak jak my siedzieliśmy kiedyś u siebie na dzielnicach… Większość tego nie rozumie, ale to dla nas nieodłączna część pięknego świata.