„130 dzień wojny na żywo” w mediach społecznościowych i na naszych ulicach (każdy klub sportowy ma już swojego uchodźcę…, dużo znajomych pomaga na dużo większą skalę – szacun po raz wtóry). Marzyłem o wyprowadzce z bloku, ale przez sytuację z kredytami, inflacją – na dłuższy czas: zapomnij! Cóż, obok obserwujemy większe problemy, ludzie w ogóle nie mają dachu nad głową.
Nie rozpaczam zatem, gdy za oknem ponownie słyszę „umycyk”, „umycyk” – to amfetaminiarze z mojego bloku witają niedzielny poranek, a ja siłą rzeczy razem z nimi. No to ja…, jaa, jaaaazda!
Polska budzi się w upale, w większości myśląc o tym, by swoją stylówką nie wyjść poza instagramowe normy. Te koszulki NASA, Ok. – chuj wie o co w nich biega. Chodzenie po T.J. Maxx’ie nie z potrzeby, a jako hobby. Te same osoby potrafią powiedzieć, że mecz na żywo jest nudny, podobnie czytanie książek, więc jesteśmy skazani na brak głębszego zrozumienia. Gdy dojdzie do tego stara morda „Tusk jako zbawiciel”, sytuacja w towarzystwie przestaje być komfortowa. Niby był czas się przyzwyczaić, a jednak politycy znowu oszukają ten naród i te same mielące się w koło mordy przejmą władzę.
Czy na horyzoncie są kandydaci ulepieni z innej gliny? No właśnie.
Zatrzymałem się chyba na jakiejś niezdefiniowanej narodowej anarchii. No i na sztuce, rzecz jasna. Przeczytałem wszystko po polsku od Michela Houellebecq oraz Chucka Palahniuka – właściwie są podobni. Smutne jest to, co wyłania się z dzieł obu panów. Polecam wchłaniać ich naprzemiennie, bo Francuz w przeciwieństwie do Amerykanina nie ma poczucia humoru opowiadając o tragi-komiczności (dzisiejszej i przyszłej) zachodniej cywilizacji, a śmiech może nam się do przetrwania bez szpitala psychiatrycznego przydać. Spokojnie, nie popadłem w przesadną (bo że trochę, to nie zaprzeczę…) pychę – sami też jesteśmy śmieszni, może nawet śmieszniejsi od tych turystów z T.J. Maxxa’a. Zależy czyim okiem spojrzeć…, a pewnie konsumenci zdziwieni faktem, że kogoś jara coś więcej(mniej) stanowią już większość na Zachodzie. Grunt to mieć swoje spojrzenie, ale dostrzegać też inne oczy wokół. Nie dać wygrać tyranom i metkom.
Wracając do Palahniuka. Autor kultowego „Fight Clubu” wydał ostatnio książkę „Dzień prawdy”. Wychodzi krok na przód, snując apokaliptyczne wizje, rozważając o nowej wojnie, którą może wymyślić znudzony, wiecznie przekonany o słuszności swojej sprawy homo sapiens. Po prostu polecam.
A człowiek? Coś musi sobie wymyśleć. Sklep, stadion, zaatakowanie sąsiedniego kraju… zależy o jakim typie charakterologicznym mówimy i z jaką historią, możliwościami. Dlatego historia jest i będzie tragikomiczna, bo na każdym etapie ktoś będzie chciał te złe możliwości wykorzystać. Postępem byłby świat, w którym każdy czuje się dobrze…, czyli postęp jest finalnie niemożliwy. Zachód również zmierza w kierunku utopii, która komuś najzwyczajniej musi dojebać. Co po tzw. demokracji?
Po co przesadnie długo o tym myśleć… Czy możemy zrobić coś innego prócz promowania dobra i pasji?
Underground mógłby dokonać przełomu – wstawić się za słabymi. Nie odsuwać, a tym bardziej nie atakować dzisiejszych dzieciaków jako lamusów z wymyśloną depresją [1], lecz zaakceptować ich jako ludzi dorastających w innej rzeczywistości. Jest, do cholery, rok 2022, świat naszej młodości już nie istnieje. Nasze babcie też dziwiły się naszym zachowaniem, a jednak – Ziemia stoi, mimo że wtedy i teraz latały nad nią rakiety. Musimy przybić grabę młodemu pokoleniu, zrozumieć że tak jak my, tak oni potrzebują autorytetów. Jeśli mamy pole do działania, grzechem byłoby nie spróbować.
Chodzą z głowami w telefonach, ale oni są przyszłością tego świata, zatem miejmy na nich oko żeby nie skończyli (tylko) pracując i konsumując. Żeby było nas więcej.
Nie wiem, czy to ma dla Was sens, ale właśnie skończyłem.
Ubiorę się i wyjdę z psami. Fortuna mogłaby robić zakłady, czy na klatce będzie spał jakiś po-sobotni cuchnący turysta. Kurs na „NIE” wynosiłby wtedy „1.78”, czyli dość nisko. Amfetaminiarze będą już stali pod blokiem z tanim browarem? „1.46” na „TAK”.
Dzień jak co dzień.
„130 dzień wojny na żywo”.
[1] Nie macie pojęcia, co mówicie zarzucając znacznej części dzieciaków „wymyśloną depresję”. Kiedyś pisałem o dzieciaku, który pokazał mi nie rękę, a jeden wielki strup. Kiedyś też się cieli, ale chodzi o powszechność. Nie zauważyłem, że nosił długi rękaw w upale, a co śmieszniejsze – nie zauważyli tego jego rodzice (może byli w T.J. Maxx’ie), wcale nie „pato”! To nie było draśnięcie cyrklem, heh, młody po prostu zmasakrował sobie rękę żyletkami. To nie jest „wymyślone”, tylko oni mają inne problemy, nie rozumieją za pięć stów zapierdalasz Rycha Pei, to nie ich świat… Od czasu tego dzieciaka spotkałem się z jeszcze kilkoma dzieciakami w głębokiej depresji. Byli w ciężkim stanie. Nie rozumieją świata w roku 2022, swojego świata. To właśnie z nimi trzeba przybić grabę. Skłamałbym pisząc, że jest to łatwe…, ale czy istnieje wybór?