Ministerstwo Odlotów

Fanzin o wszystkim i o niczym…

„Okładka zmieniona, ale wciąż ta sama książka”

Niejeden całe życie był grzeczny, robił tylko to, co wypada i nic z tego nie ma. Postawić się – ta umiejętność wyniesiona jest z podwórka, także ze sportu. Sentyment.

– Głupi jesteś, będziesz wracał o 21:00 do domu, bo ci kazali? – i tak to się zaczęło we wczesnej podstawówce. Nie wracaliśmy, poznawaliśmy ciekawe zakamarki naszych miast.

Żeby pojechać na mecz wyjazdowy, niejeden dzieciak musiał uciec z chaty. Konsekwencje były, ale wrażenia i wspomnienia finalnie okazały się istotniejsze. Ponad dwadzieścia lat później, własny dom, własna rodzina, praca. Nie trzeba już uciekać, czasem kombinować, ale rozrywka podobna.

Bramka, przeszukanie, nadzieja, lub jej brak, ale za to klimat miasta skumulowany w jednej subkulturze ciągle na swoim miejscu, rozgrzewający serce lepiej niż grzaniec. W subkulturze, która mimo wszystko przetrwała najliczniej ze wszystkich subkultur.

Przed meczem wchodzę do bukmachera, spotykam w nim typowego uzależnionego dziadka.

– Pawełek, Chorwacja jest dobra w koszykówkę? – dziadek zagaduje do pracownika Fortuny.

– A skąd ja mam, kurwa, wiedzieć – odpowiada zapewne stałemu bywalcowi.

– No nie wiem, siedzisz tu, to może wiesz…

– Za dyszkę – podchodzę do okienka. Pewniaczek, oczywiście.

– Taaa, każdy jest pewniaczek – dziadek nie zrozumiał prostej ironii. Ja to się chyba na totka przerzucę – mówi do siebie, wertując cały plik kuponów.

– Przerzuć się, przerzuć, przynajmniej będę miał tu, kurwa, spokój – pracownik drukuje mi kupon, za oknem ludzie spieszą się z zakupami.

Legia tym razem wygrała, ale nie wszedł przez pieprzone CSKA Moskwa. Zapisuję w notatniku ile jestem w plecy. Muszę pokonać ujemną statystykę!

Niektórzy rzucają kamlotami, a niektórzy są z piłką przez całe życie na inne sposoby. Cała rzesza miksuje opcje, od kibolskiej, przez piknikową po bukmacherską. Ktoś inny sam gra w piłę, albo pilnuje przyszłej kariery swojego synka. Byle gdzieś w obrębie kopanej.

Spotykamy się na swoich stadionach. Grają także 19 grudnia, tuż przed Wigilią. Będzie śnieg, zimno, typowy polski mecz. Atrakcji na pewno więcej niż na Jarmarku Bożonarodzeniowym. Okładka zmieniona, czasy inne, ale wciąż ta sama książka – rodzimy futbol na żywo.

Melancholia. Słaba gra piłkarzy, tym bardziej wtedy, gdy jesteś przyzwyczajony do częstych zwycięstw, wywołuje poczucie znużenia. Żal patrzeć na jedenastu zbyt dobrze opłacanych sportowców, którzy nie mają pomysłu, nie mają finezji, często wyglądają jakby nie mieli nawet chęci. Ogląda się, obstawia, kibicuje. To jedno się nie zmienia w pędzącym świecie – ktoś zostanie Mistrzem Polski, a ktoś spadnie. Ktoś odpali race, a ktoś nałoży kary. Czasem nuży, ale stale od nowa staje się ciekawe.

„Znowu w życiu ci nie wyszło”? To idź na stadion, który stoi tam gdzie zawsze i krzyknij „sędzia chuj” – przecież za to mu tak naprawdę płacą…

Nie piję alkoholu, inni piją, nieważne. Ktoś idzie na mecz i relaksuje się przy browarze, wyciąga z gaci piersiówkę, ja relaksuję się na tym meczu ze stadionową rozwodnioną colą, czy kałopędną pseudo-kawą. Nie przeliczam, że kosztuje za dużo jak na siko-kawę, czy siko-colę. Bo to rytuał. Nie chodzi w nim o piwo, kiełbasę, czy kawę. Chodzi o oparcie się o stadionową barierkę, o oglądanie meczu, o doping, o popicie tego dopingu napojem. Nie w ładzie, składzie i spokoju, niczym przy wigilijnym stole, a w chaosie bluzgów, śpiewów, machania łapami…

Dobrze, że co by się nie działo, toczą się te rozgrywki…

Show More