Ministerstwo Odlotów

Fanzin o wszystkim i o niczym…

Na mecz zawsze warto zajrzeć (ponownie na LaLiga)

24 stopnie, bliżej słońca, pierwsze święta daleko od domu. Nie było na co narzekać – w kraju chlapa, tymczasem udało się pograć w futbol na plaży, złapać trochę tej cholernej witaminy D. Co mam przekazać córce, wieczny pesymizm!? Każdy ma w sobie odrobinę dziecięcego szczęścia, tylko trzeba odwrócić się w jego kierunku, poszukać go w sobie. Niby takie proste, a jednak z każdym kolejnym rokiem gubi się ostrość, spojrzenie w stronę światła wymaga coraz większego nakładu sił, przynajmniej na co dzień.

Dawniej, gdy człowiek usychał na klatce, nie wyobrażał sobie za to, że ujrzy cokolwiek prócz listy długów, a co jeszcze mówić o plaży w Boże Narodzenie. Ponownie „służbowo” (przyjemne z pożytecznym) wylądowałem w Hiszpanii, tym razem mając okazję zaliczyć, przy okazji, mecz Atletico Madryt – Elche CF (przypadkiem to już drugi mój mecz Elche na żywo w ostatnim czasie).

Dość już tego Kataru, dobrze, że wracają ligi. Mecze, na które można za rozsądną cenę kupić bilet (a nie, że to oni płacą „kibicowi” za oglądanie) i obejrzeć je na żywo wśród ładnie – po kibicowskiemu – ubranych ludzi. Ciekawie, poza wysokim poziomem meczów, to mieli we Francji (i kilku innych krajach, np. w Hiszpanii, Holandii, Belgii), gdzie francuscy chuligani (np. Lyon) i nacjonaliści walczyli z Marokańczykami, którzy z radości… zajęli się demolką „nowych ojczyzn”, a także profanacją miejscowych barw. Mundial – w tym zachowanie Marokańczyków – był na widoku, ciekawe zatem jak wpłynie na słupki prawicy na Zachodzie, pewnie jeszcze podskoczą.

Polska reprezentacja poleciała tam przepraszać, że żyje – wiem, wiem – hejt hejtem, ale tego się przecież, prócz pierwszej połowy z Francją (i zważywszy, że to była Francja), nie dało oglądać. Taka mentalność, nie tylko w piłce nożnej.

W oczekiwaniu na to co swojskie, zaliczyłem coś z gatunku turystyczne.

Atletico to nie Real (tak wiem, „klub rodowitych”… bla, bla) – przynajmniej dla mnie, cóż jednak zrobić. Za to Elche CF byli, przynajmniej kiedyś, w jakimś stopniu zziomkowani z Realem. Nic to jednak nie znaczy wobec słynnego hiszpańskiego mieszania się barw obu klubów pod stadionem i totalnej władzy służb. Pod stadionem nie działo się zupełnie nic (nie licząc dyskoteki w londyńskim autobusie, dmuchanych zamków i innych takich…), na nim także. Jedno jednak jest imponujące. Czwartek, zimny jak na Madryt (na szczęście kawka na stadionie niezła), godzina 21:30, mecz z ostatnią drużyną tabeli, a tu 50-60 (nie wiem dokładnie) tysięcy ludzi – cały stadion!

Ja ogarnąłem wejście przy pomocy „przyjaciół przyjaciół” (pikniki, Polacy mieszkający tutaj) i wszedłem na pożyczony karnet dokładnie po przeciwnej stronie młyna gospodarzy, niedaleko pod sektorem gości, których było na moje kiepskie oko maksymalnie 200 – w tym oczywiście aktywni wyjazdowo hiszpańscy zgredzi.

Zanim wyszli piłkarze, na stadionie gasną światła i rozpoczyna się jakiś stroboskopowo-laserowy cyrk. Przed meczem miejscowi witają też jednego z finalistów Mistrzostw Świata grającego w ich drużynie – dobrze jest od czasu do czasu zobaczyć z bliska taki poziom, bo abstrahując od całej komerchy, to są przecież sportowi nadludzie i nic im (i nam) tego nie odbierze. Oglądam tych magików, którzy ostatecznie (do przerwy 0:0) zwyciężają 2:0 z charakternym (ponownie, gdy je oglądam live) Elche, po meczu z trzema czerwonymi kartkami! Takie tam, czwartkowe, szare La Liga…

Młyn Atletico wiesza kilka małych flag, w tym Ruchu, i dopinguje przez cały mecz. Po tym co widziałem w wakacje na Elche – wypadają przy nich świetnie, ale wiadomo jak jest obecnie w Hiszpanii, nic tam nie mogą wykręcić nie tylko pod kątem chuligańskim, ale nawet ultrasować jest ciężko, trzymają ich w garści. Kilkusetosobowy młyn gospodarzy poguje, a między nimi widać stewardów w odblaskowych kamizelkach. Nad głowami powiewa kilka flag na kijach. Goście niczym się nie wyróżnili, kilka razy krzyknęli.

Przed czasem wychodzę ze stadionu, by sprawnie złapać rewelacyjnie działającego w Madrycie ubera i wrócić do hotelu. Na mecz zawsze warto iść, chociaż tego konkretnego zbyt długo rozpamiętywał nie będę.

Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku!

Show More