Ministerstwo Odlotów

Fanzin o wszystkim i o niczym…

(od)Leć na swojej wysokości

Kupiłem skuter, który jeździ pinć na godzinę.

Od większości facetów różni mnie to, że do niedawna nie ciągnęło mnie do motoryzacji, a że „posiadanie tego, co należy posiadać” nie jest dla mnie żadnym argumentem i stylem życia, do dzisiaj nie zrobiłem prawka. Przyznam – żałuję i zrobię, ale to taka deklaracja bez daty.

Ma to wszystko swoje plusy, teraz jadąc włoskim dwuśladem pinć na godzinę, cieszę się jak dziecko, jakbym dosiadł co najmniej Harleya Davidsona i wiózł na jego tyle przytuloną piersiami Salmę Hayek, żeby skurwysyny mogły trąbić i mnie podziwiać. Mała rzecz, a cieszy, o brajdaszkowie moi, emocje pewnie podobne, muchy w ryju te same, a wydałem na to – dzięki młodzieńczemu przymuleniu i odlotom – dziwincet złotych, a nie dziwincet tysięcy, co jest logiczne, bo ich nie posiadam.

Jak sobie pościelisz tak się wyśpisz, ale zadbaj o to, aby był to miły sen.

Nie dojadę wprawdzie na Adriatyk, co najwyżej na podmiejskie bajoro zwane górnolotnie jeziorem, ale od czegoś trzeba zacząć. Niektórzy marzący o lataniu dolecą na księżyc, a inni wylecą tylko z kolejnej roboty za tysiunc złotych, albo na bruk kamienicy, bo jakiś kolo zapragnął ją sobie kupić. Nie wyrywam włosów z głowy (nie tylko dlatego, że jestem łysy), bo ktoś ma lepiej – niech każdy lata na swojej wysokości, tak miało być.

I tylko to ocenianie, porównywanie, choroba społeczna.

Dużo mówi się o tym, że bogaci powinni szanować biednych, a mało o biednych, którzy powinni mieć więcej szacunku i sympatii do bogatych. To, że ktoś jest bogaty i nie ma serca, a ten biedny to niby taki szlachetny i prawilny jest bzdurą. Też głosiłem podobne uliczne przekonania, za czasu pierwszego polskiego rapu, ale życie pokazało coś innego. Ludzie ogarnięci, którym nie brakuje – ci normalni – dużo częściej rozumieją, pomagają, zwracają uwagę. Sprawa jest prosta – jeśli pracą ogarnąłeś życie i to na dobrym poziomie, nie masz tylu powodów do ciągłego myślenia o tym jak jest ci źle i ciągłego szukania powodów do zazdrości.

Życiowa statystyka jest nieubłagana – ludzie, którzy z jakiegoś powodu zaangażowali się w rzeczy mi bliskie, lub zauważyli coś ważnego, mieli hajs, trzymali poziom. Chciałbym pisać dużo o szlachetności nizin, ale jeśli ktoś ma hejtować to, że jesteś szczęśliwy, zazdrościć, kręcić afery – są to zazwyczaj (nie zawsze) ludzie, którym się nie powiodło.

Skuter z Francji (cholera wie czy nie kradziony), Harley prosto z salonu, osoba, której nie stać na miejską hulajnogę… Patrz na serce.

Tylko się nie zapatrz, bo trzeba też ogarniać.

Rozbudzone ambicje mają swoje plusy i minusy. Z jednej strony nie można żyć jak Leo z „Różowych lat 70”, z drugiej ten pożar może się niebezpiecznie rozprzestrzenić. Kiedy trenowałem sobie beztrosko jako zawodnik cieszył mnie każdy trening, czas na obozach, wszystko było jedną wielką pasją i przy okazji beką. Jako trener i współwłaściciel klubu czuję to wszystko tylko od czasu do czasu, ale już na pierwszy plan przebija się wynik, polityka związana ze związkami sportowymi, to czy zawodnicy dobrze pokażą się na tle innych. Owo „na tle innych” to właśnie rozbudzona ambicja w moim zawodzie, ale wszędzie podobnie ta chora myśl zabija wszystko, chyba że w porę się skapniesz i zobaczysz jak tracisz coś cenniejszego.

Chwilę. Dostrzeganie pozytywów.

O ile beztroski zakochany człowiek po prostu nie dostrzega syfu, zakorzeniony i odpowiedzialny za coś musi nauczyć się cieszyć mimo go.

PS: Na fotce lecący z trybun skuter. Mecz Inter Mediolan – Atalanta Bergamo.

Show More