O tym, że wiara jest w kryzysie głównie przez grzechy ludzi – w tym ważnych – Kościoła, pisałem nie raz. O tym, że dzieje się tak także za sprawą ofensywy, nazwijmy to: innych postaw w światowej popkulturze, również nie sposób nie wspomnieć. Czas jednak na ostatnią, niewygodną, część „trójcy” – lenistwo i powierzchowność katolików. Gdyby nie ona, niestraszne byłyby nawet te dwa pierwsze powody.
Aktywna i wierząca większość miałaby też większe szanse na lustrowanie swoich kapłanów (pomoc w usuwaniu z Kościoła tych, którzy dopuszczają się – już widocznych – zbrodni, pomoc w zastąpieniu ich ludźmi wiary, to może zacząć się od twojej interwencji [1]) oraz na więcej chęci do głoszenia Ewangelii, także poprzez wplatanie chrześcijaństwa w kulturę.
Wszystko zależy od predyspozycji i chęci. Niestety chęci jest bardzo mało, a czas został zagospodarowany inaczej.
Idę dzisiaj na niedzielną mszę w samym centrum miasta o 10:00, a tam mocno przerzedzone. Gdzie są katolicy…?
Obejrzeli film Sekielskich, ich koleżanka z pracy poszła na Strajk Kobiet, wspiera postulaty lewicowe [2], a w ostatnim sezonie „Domu z papieru” nowy bohater ludzkości kopał jakiegoś jełopa m.in. za homofobię, więc doszli do wniosku, że jednak Kościół nie? Wiem, że to uproszczenie, ale gdy rozmawiam z ex katolikami (tzn. niby nimi pozostali, ale nie korzystają z sakramentów, czyli de facto się z Kościoła nieoficjalnie wypisali) – każdy jest czymś urażony. Biedne serduszka…, w tym pewnie wiele takich, które nigdy nie dały czegoś od siebie.
Znając duże parafie i fakt, że w każdej jest przynajmniej jeden kumaty ksiądz, otwarty na ludzi i chętny do pracy duszpasterskiej, nietrudno zgadnąć, że zdecydowana większość nawet nie próbowała rozmawiać, poszukać kogoś innego – prócz Chrystusa – kogo można by się było chwycić, aby dalej być i wzrastać. Ba, czy próbowali samemu się formować, oglądać, czytać, jeździć, przede wszystkim – modlić się? Często wystarczy jeden pretekst, by pomyśleć skrycie: teraz wreszcie mam powód (by nie musieć tracić w niedzielę dwóch godzin na mszę), a powiedzieć głośno: co ja będę chodził do skurwysynów, złodziei i zboczeńców!
Cóż, też nie mam zamiaru chodzić do złodziei i zboczeńców, bo generalnie moja wiara nie zgadza się z takim zachowaniem. Wiara braci ze Wspólnot Jerozolimskich sprzed stadionu w Warszawie, sióstr-mniszek spod Wejherowa, do których jeżdżę, czy zwykłych księży z duszpasterstwa akademickiego, którzy zawsze w punkt i starannie starają mi się odpowiedzieć na zwykłą spowiedź w konfesjonale również nie zgadza się ze zboczeniami i złodziejstwem. Tymczasem obrażalski „odchodzi od ciemnogrodu”, co ciekawe – karmiąc od teraz ducha (bo czymś trzeba…) nowymi trendami, „empikową filozofią” (zobaczcie do działu poradników „jak żyć”, ile tego jest, jedno lepsze od drugiego, wysyp zachodnich guru zwanych specjalistami od rozwoju osobistego…).
Najwięcej spotkałem takich, którzy „niby są”, ale „co on mi będzie zabraniał” (bohaterowie Netflixa nie mają podobnych rozterek moralnych), czyli mówiąc wprost – brak im podstawowej wiedzy. Ile razy słuchając czyjegoś oburzenia musiałem tylko odpowiedzieć: „ale tak jest w Piśmie, więc czego niby ma uczyć Kościół Katolicki?”… Noszą krzyżyki, a nie znają w ogóle (!) nauk Jezusa, może prócz tych, które przywołuje się w filmach typu Sekielscy, dla obnażenia hipokryzji zboczeńców przebranych za kapłanów.
Moim zdaniem obecne czasy pokazują ilu tzw. polskich katolików było powierzchownych, na pokaz. W latach dziewięćdziesiątych kościół był np. jednym z niewielu miejsc, do którego można na siebie wrzucić złoto ze szkatułki, pokazać nową kieckę i fryz. Teraz wystarczy przejść się po galerii, można gdzieś indziej błyszczeć wśród sąsiadów i mas…
Błyszczenie w towarzystwie, walka z Systemem, obrona świątyń – to wszystko za mało, by zostać. W wierze i Kościele ma chodzić Ci przede wszystkim o Boga, duszę swoją i bliźniego. Jak się ubierasz i z kim chcesz się bić to już dodatkowe kwestie… Niekoniecznie Jezusowe.
Jeśli jesteś katolikiem dla duszy – nie na pokaz – będziesz walczył w każdych czasach, bo chodzi Ci o Boga. Albo powiedz wprost, że nie dajesz rady, bo bardziej pociąga cię liberalna „wolność”. Jaka to wolność, każdy powinien widzieć, ta wolność to publiczny lincz, którego dopuszczą się na wszystkich głoszących inne poglądy niż obowiązujący obecnie trend światopoglądowy Zachodu. Coś mi się zdaje, że tam też jest wielu zboczeńców i złodziei, ale od idei nikt z tego powodu nie odchodzi…
Mógłbym pisać i pisać, ale skończyć można tylko prośbą o rachunek sumienia każdego z osobna. Może pora wracać?
[1]: Sam lata temu wykręciłem aferę w lokalnych mediach księdzu, który moim zdaniem, a miałem czas na pół roku bliskiej obserwacji, działał w placówce dla biednych dzieci, delikatnie mówiąc – bez serca, tylko jak urzędnik, ucinając nam piękne inicjatywy. Nie mówimy tu o żadnych krzywych akcjach, ale już to, co on robił, a właściwie czego nie robił, było moim zdaniem podstawą do wstawienia się za dzieciakami i zwrócenia uwagi na to miejsce. Co ciekawe, ten sam ksiądz przyszedł do mnie na kolędę kilka lat później, nie miałem też oporów się przed nim spowiadać. Twardo oko w oko z nimi, szczerze i tyle – tylko czy nam zależy na dobrych zmianach, a może na samym narzekaniu i ucieczce…?
[2]: Z pewnością tego typu organizacje nie oceniają obiektywnie Pisma Świętego (katolikom się nie chce czytać, a co jeszcze im…), które prócz tego, że naucza poddaństwa żony mężowi (w innym sensie niż to znane choćby z Islamu, bo opartego na miłości – nie prawach), chwilę później dodaje, że mąż musi kochać poddaną mu żonę. Pod słowem kochać kryje się cała paleta zachowań. Czyli mówiąc wprost – jeśli mąż jest kawałem skurwysyna, żadne poddaństwo owej żony nie obowiązuje, to ma działać w obie strony. Decyzję o niezabijaniu dziecka (heh) katolicka rodzina także powinna podjąć zgodnie i w miłości, to wynika m.in. z wiary. Muszą się zaopiekować z miłością, nie mogą usunąć. Doprawdy, straszny skandal…
PS: Przy okazji, kulturowo. W 2020 Marek Kondrat wypuścił kolejny fabularyzowany dokument związany z wiarą – „Czyściec”. Nie jest to wybitne dzieło, gdyby nie niewiele wnoszące epizody Kożuchowskiej, mogłoby to być reportażem wrzuconym na YouTube, a nie filmem wydanym na DVD. Natomiast konsekwentna praca reżysera, który ciągle kojarzy mi się z głównym bohaterem „Dnia Świra”, budzi szacunek.
Kondrat grał „Świra”, a od kilku dobrych lat z zapałem bożego świra kręci kolejne obrazy dotyczące któregoś z aspektów wiary. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale podpisuje się znanym nazwiskiem pod obrazami o ojcu Matteo, siostrze Faustynie, czy Maksymilianie Kolbe. Wspieram, kupuję, chodzę do kina i namawiam do tego samego. Ci święci żyli naprawdę pięknie, ale po co o nich robić serie dokumentalne na platformę Netflix skoro tylu jest religio-zboczeńców, a to się lepiej klika…? Takie prawo rynku i obyczajowej rewolucji, której dzisiejsi twórcy są częścią…
PPS: 17 września 2021 do polskich kin wchodzi film o kardynale Wyszyńskim „Zemsta, czy przebaczenie”. Canal+ macza palce, bardzo dobrze.
Gdzie są w dzisiejszym Kościele kapłani z takimi jajami? I przede wszystkim – tacy, którzy nie pogubili się w dogmatach, stali twardo, ale i mądrze?
Sprawdzajcie też nowy klip Tau – „Wielkie Serce” („Wyszyński – zemsta, czy przebaczenie” Official Promo Video), który konsekwentnie promuje swoją muzyką kolejne dzieła katolickiej kinematografii. Przy tym dał całkiem ciekawe zwrotki. Czekam na płytę, vlogi i koncerty!
PPPS: Taka pierdółka jeszcze – podesłana przez czytelnika, związana z nowymi mediami. Na necie pewna piosenka robi furorę i jest faza na to wśród młodych, dokładnie na podkładanie wszelkich motywów pod tą nutę, m.in. historie krajów, religie itp. Można też trafić na filmiki z Jezusem, Kościołem i chrześcijaństwem w ogóle, podkładanymi pod ten kawałek. Ilość wyświetleń przykładowego filmiku zadowala, a w szczególności, gdy poczyta się komentarze ludzi z całego świata o ich nawróceniu… Każdy może robić takie rzeczy.