Ministerstwo Odlotów

Fanzin o wszystkim i o niczym…

Futbol wrócił do domu… i ma się tam świetnie!

Piłka nożna jest piękna. W czasach wirusa, kiedy wiele branż narzeka i straszy, że zaraz się zwinie, piłkarze dali najlepsze Mistrzostwa Europy w historii (nie tylko wg mnie, jest to również opinia części dziennikarzy), kibice też wypadli nienajgorzej. W międzyczasie pojawił się wątek niesprawiedliwości związany z miejscami rozgrywania meczów. Prawdziwy…, ale oglądając te mistrzostwa miałem pozytywne wrażenie, że – paradoksalnie w czasach covidowych – reprezentacyjny futbol na najwyższym poziomie został oddany kibicom, nie tylko grupkom fanatyków-wyjazdowiczów (Węgrzy, jak wiadomo, są dziś poza wszelką klasyfikacją), czy stadom bogatych pikników, których stać na latanie po Katarach.

Niektórzy mówią, że Anglia gra brzydko, inni że kadrę tą tworzą rozpieszczone gwiazdki ze złotymi klopami (kto zna całą historię Reheena Sterlinga i jego rodziny, pewnie inaczej podchodzi do tematu…), jest w tym trochę prawdy, ale któż nie miał ciarek widząc dziką radość wyspiarzy po bramkach na Wembley? Kto nie oglądał „tego momentu” z Anglia – Niemcy niech jak najszybciej odpali link: Anglia – Niemcy radość po golu. Tak ma być na dużych imprezach! Kiedy ostatnio cieszyliście się w ten sposób po jakiejkolwiek bramce, kiedy była ranga i atmosfera? Czy to nie jest bliższe ideału niżeli szejkowie, czekający w swoich lożach na MŚ’2022, lub banda clownów- okazyjnych (bo dostali bilety od korpo) pikników ubranych w cyrkowe czapki?

To magiczne słowo – Wembley –, wygrywający na nim przy pełnym stadionie Angole, szalejący z radości, ubrani casualowo, lub w reprezentacyjne koszulki, zakochani w piłce i w piwie specyficzni brytyjscy fanatycy. Futbol wrócił do domu i trzeba przy okazji Euro 2020 podkreślić – ma się tam świetnie. Wolę zobaczyć to niż mecz na neutralnym terenie, tak już mam. Nie, nie powinno to stać się standardem, ale wyciągajmy plusy, jest specyficzny czas covidowy, eksplozja szaleństwa była potrzebna całemu środowisku. Byli potrzebni ultrasi Węgier, byli potrzebni brytyjscy patole. W jednym z ogródków piwnych w Anglii jeden miejscowy dostał z ekstazy po bramce padaczki. Jan Paweł II mówiąc o tym, że piłka nożna jest najważniejszą ze spraw nieważnych, powiedział stanowczo za mało. To ciągle żyje, ale czy w Polsce… mam pewne wątpliwości.

Za chwilę Katar, gdzie widz będzie miał wrażenie oglądania piłki w kraju, w którym w ogóle nie czują tego klimatu. Szalone wyrazy twarzy naćpanych piłką (i pewnie nie tylko) Anglików, lecące w górę kufle mogą przez jakiś czas się nie powtórzyć. A że ściany ich niosą? No pewnie niosą… każda impreza ma swoje kontrowersje.

Wracając do sposobu gry reprezentacji Anglii – kłóciłbym się o to rzekome brzydactwo, podczas półfinału z Danią pokazali niesamowite parcie do przodu, drugą połowę i dogrywkę praktycznie siedzieli w polu karnym Duńczyków. Mają swój konsekwentny styl gry, który daje efekt. Posiadają zawodników (znowu: Sterling), którzy w dogrywce półfinału robią sprinty jakby dopiero co zeszli z rozgrzewki.

Lubię Włochy jako kraj (stolicę wiary, skuterów), kolebkę sceny ultras, ale w niedzielnym finale bardziej sprzyjam Anglii. Za futbol, za styl casual, za rozpowszechnienie na trybunach marki Stone Island, za szczerą furię kibiców po bramkach, chociaż wiem, że dla czytelnika to co piszę może nie mieć żadnego sensu… Cóż, oddycham Euro tak jak lubię, mając już kupione bilety na mecze w Polsce, bo jednak co na żywo, to na żywo.

PS: A propos „na żywo”. Śmieszne jest to dawanie ludowi igrzysk, zwiększanie frekwencji i luzowanie obostrzeń wraz z kolejnymi etapami Mistrzostw Europy mimo covid-19. Może tak byśmy dali sobie spokój z tym cyrkiem na stałe i otworzyli wszystko?

PPS: Bijąca ostatnio rekordy popularności grupa Kibicowskie Wyspy, polecam: Link do grupy.

Show More