Częste są… zarzuty, że czym dłużej ktoś wierzy, tym mniejszy staje się jego radykalizm (w sensie, że radykalizm to niby zawsze cnota – polityczny, życiowy itd.). Osoba praktykująca staje się np. łagodniejsza w ocenach. Tymczasem jest to naturalna kolej rzeczy – wiara jest bardzo radykalna, ale z naciskiem na radykalną do bólu, absurdalną w oczach świata… miłość, która wycisza wszystko wokół. Jeśli ktoś był radykałem, a teraz sam nie rozumie starego siebie – jest szansa, że prawdziwie się nawracał. Kiedyś znany w całej Polsce (radykalny) kibic pogratulował mi nawrócenia, dodając, że też się nawrócił. Podziękowałem, ale na pytanie o to jak radzi sobie w tym wszystkim z typowo kibolską nienawiścią nie odpowiedział do dziś… Niestety, nie ma półśrodków. Wiara to nie jest kolejny wisiorek, który dodajesz do swojej garderoby.
A na początku był szok… Szok z powodu działalności „syna cieśli”. „Ewangelia według świętego Mateusza”, a więc najwybitniejsze dzieło Pier Paolo Pasolini z 1964 roku pokazuje Jezusa jako radykała-rewolucjonistę. Co ciekawe, by osiągnąć taki efekt, Pasolini nie musiał wymyślać dialogów, wręcz przeciwnie – przez ponad dwie godziny słuchamy wiernych fragmentów nauk Chrystusa przekazanych przez ewangelistę Mateusza. Przepływamy tak przez całą Ewangelię, od Zwiastowania po Zmartwychwstanie. Robotę robi klimat filmu, czarno-białe zdjęcia, muzyka…
Co ciekawe reżyser był komunistą i homoseksualistą, który został zamordowany. Poglądy polityczne Pier Paolo tłumaczą taki wizerunek Jezusa w filmie, chyba w żadnym (a widziałem wszystkie) obrazie o Zbawicielu nie przypominał on tak bardzo politycznego aktywisty. Nie jest to dzieło bluźniercze – przeciwnie, wszystko wydaje się pod tym względem w porządku, akcenty postawione są na mocne słowa Jezusa i dają do myślenia nad tym jaki On naprawdę był.
Polecam jako seans połączony z modlitwą, a także jako stare-dobre kino z czarno-białym klimatem. Film za darmo w bardzo dobrej jakości: https://www.cda.pl/video/25648560d/vfilm.
PS: Jeszcze w temacie recenzji. Wchodzę do empiku, a tam niespodziewanie wita mnie nowość „Bądź jak woda, przyjacielu. Nauki Bruce’a Lee”. Kupiłem – z sentymentu. Córka Bruce’a – Shannon Lee, chociaż sama nie jest nikim niezwykłym (w porównaniu do sławy ojca), podjęła się rozwijaniu filozofii słynnego mistrza-aktora, lekko opierając się na sztukach walki, a zmierzając w kierunku formowania postawy względem życia. Wyszło średnio, taka „empikowa filozofia” (w sensie: szybka, lekka) na poziomie podstawowym jakich wiele. Shannon często tłumaczy rzeczy tak oczywiste, że to aż męczy – tych lepszych fragmentów jest znacznie mniej. Anegdoty z życia taty raczej znane, zresztą po ostatniej biografii Bruce Lee nie ma już chyba tajemnic… Polecam co najwyżej fanom klimatów Bruce’owych jako nowość-ciekawostkę.
Ostatnio czytałem też: „Interwencje 2020” (Michel Houellebecq, tylko kilka nowszych tekstów…), „Zapach trawy. Opowieści o dzieciach hipisów” (Iza Klementowska, nudy – niczego konkretnego się nie dowiedziałem), „O rzeczach ważnych” (abp Grzegorz Ryś, Rysia lubię od czasu do czasu posłuchać i poczytać, gdyby tylu biskupów skupiało się na Ewangelii… Nie zawsze się zgadzamy, ale przynajmniej próbuje Grzegorz Ryś argumentować swoje ruchy).