Donnie Darko gdzie twoja pigułka? – pytał raper Hades na swojej najlepszej płycie „Czasoprzestrzeń” z Emade (2014). Też muszę nawiązać do specyficznego filmu Richarda Kelly’ego z 2001 roku, w którym tytułowy „Donnie Darko”, uznany przez dorosłych za nastolatka z zaburzeniami osobowości, spotyka… postać w kostiumie królika. Czy to wizja mającego skłonności do lunatykowania nastolatka, czy prawda? Rodzice nie mają wątpliwości, a zatem kolejny klient poradni psychologicznej gotowy.
Trudno ten film zaszufladkować, trochę tu s-f, niektórym królik może kojarzyć się z postacią z horroru, dla mnie to głównie dramat utrzymany w klimacie młodzieżowym. Wiele stron zapisano na Filmwebie a propos interpretacji tego dzieła, powstawały filmiki z analizą i wytłumaczeniem konstrukcji fabuły, co samo w sobie powinno zachęcać kinomaniaków – podczas 113 minut seansu znajdziemy tu sporo do rozkminiania. Nie chcę psuć Wam zabawy, więc zamiast spoilerowania zajmę się tym, co mi się podobało w tym filmie, którego akcja dzieje się w 1988 roku w małym amerykańskim miasteczku.
Był to kolejny filmowy protest przeciwko głupim autorytetom. Nie chciałbym, aby wyciągano z „Donnie Darko” sprzeciw wobec jakichkolwiek autorytetów, ale właśnie głupich autorytetów – ani filmowa nauczycielka, ani jej idol sprzedający „życie bez strachu” nie powinni mieć żadnego kontaktu z ludźmi. Niestety, ci najbardziej zagubieni lubią pouczać, a dopuszczanie ich do głosu bez żadnego komentarza sprawia, że Zachód wierzy w cokolwiek.
Film pokazał jak inteligentne jednostki, a także pozytywni dziwacy – idący pod prąd, są niszczeni przez ogół, dla którego nie istnieje inna wizja świata niż czarno-biała, mainstreamowa. Nie chodzi o to, że każdy wyrazisty (czarno-biały) pogląd jest zły (tak to zazwyczaj tak, a nie to nie), ale o to jak się o nim rozmawia i za pomocą jakich argumentów próbuje się wdrażać idee w życie innych ludzi.
Widzę tu też odrobinę poezji. Do recenzji załączyłem moją ulubioną klatkę z filmu, kiedy to Donnie siedzi wraz z dziewczyną w kinie i nagle dostrzega, że Frank siedzi tam wraz z nimi. Uśmiecha się na jego widok. Odebrałem to tak, że dziwak ma swoje powody do radości, bo kiedy inne osoby się nudzą (dziewczyna śpi), a ty wykonujesz jakąkolwiek czynność, lub relaksujesz się, nie masz obok siebie tylko spraw bieżących – masz to swoje, osobiste spojrzenie na rzeczywistość, inny punkt widzenia, własną misję, którą symbolizuje w tej scenie wielki królik. Mój świat, czy realny, czy urojony, daje mi sens życia. Ta scena kojarzyła mi się z dziełami Davida Lyncha („Twin Peaks”, „Zagubiona autostrada” itd. – polecam), niby królik istnieje naprawdę, ale jednak to rozkmina gdzieś między jawą, a snem, między życiem zewnętrznym i wewnętrznym. Dowodem niech będzie dialog pomiędzy Darko, a królikiem:
– Dlaczego nosisz ten śmieszny kostium królika?
– Dlaczego ty nosisz ten śmieszny kostium człowieka?
… jak z aforyzmów mistrzów zen.
„Donnie Darko” nie miał wielkiego budżetu i nie zarobił ciężarówki hajsu, a powinien. Jest to film piękny, poczynając od sposobu opowiedzenia historii, przesłania, aż po ścieżkę dźwiękową. Jake Gyllenhaal idealnie pasował do roli Donniego, a Drew Barrymore zagrała to o czym pisałem wcześniej – pozytywny autorytet, inną nauczycielkę, która chciała dotrzeć do uczniów, ale system opanowany jest przez ludzi pod różnymi względami słabych, blokujących to, co naprawdę mądre. Cieszy mnie także to, że film pokazuje zepsucie w innych środowiskach niż kościelne, fakt – moda na jechanie z Kościołem zaczęła się jakieś piętnaście lat później… [1].
[1] Tak mało ludzi patrzy na Kościół przez pryzmat ducha, trudno znieść tą krytykę, bo jest niesprawiedliwa i uchwyciła się marginesu. Trudno żeby było inaczej skoro sfery duchowej nie rozumie jedna na dwadzieścia (dwieście?) osób, z którymi rozmawiasz… Instytucja, hajs, zabobony – tyle mają do powiedzenia.
Trenowanie ludzi zacząłem od akcji charytatywnej, wolontariatu, zwał jak zwał, w każdym razie od prowadzenia darmowych zajęć w świetlicy dla dzieci, stojącej przy kościele. Pamiętam jak bałem się stanięcia przed tyloma ludźmi – i to jeszcze trudnymi, uczenia ich. Dotąd nic nie prowadziłem. Gdyby nie modlitwa, wzmocnienie się w ten sposób, nie wiem, czy zdecydowałbym się na taki krok, nie wiem czy za darmo byłbym w stanie działać tyle czasu w imię dobra bez tego, co o nim mówił Jezus.
Szczere zwrócenie się w modlitwie do mojego Boga potrafi przykryć największą depresję, rozwiać najczarniejsze myśli i obawy. Nie spotkałem tego nigdzie, nie na takim poziomie i nie z takim efektem. Jasne, można by się nachlać do nieprzytomności, ale tego nie można nazwać świadomym odzyskiwaniem pogody ducha, używki to tylko lek doraźny, wyciszanie bólu, a nie zmienianie jego sensu, znaczenia, perspektywy.
Za sztukę uznałem wyjść rano z domu w zwyczajny poniedziałek i być wtedy szczerze uśmiechnięty, pozytywnie nastawiony do dnia i do życia (z nastawieniem na dnia – skupianie się na przyszłości prowadzi do narastania niepokojów, zazwyczaj bezsensownych).
Dzieje się tak zazwyczaj wtedy, gdy pierwsze, co zrobię to się pomodlę i podziękuję za to, co mam… Tak więc netflixowej mody na walkę z wiarą i zarzucanie nam niszczącej ludzi ortodoksji nie popieram w żadnym stopniu.
Obok Darko siedział w kinie królik, a obok mnie siedzi… chyba domyślacie się kto. Też się uśmiecham jak Go widzę…