Wchodząc do klatki schodowej niemal zderzyłem się z ubranym od pasa w górę jedynie we flanelową koszulę sąsiadem, a przecież w grudniu jest nieprzyjemnie. Na moje, najwyraźniej, zdziwione spojrzenie odparł, że patrzy, czy drzwi domknięte, bo menele coś podstawiają, a sąsiadce z parteru wieje po piętach. Śmieci panie, butelki panie – kurde, kiedy ja zdziadziałem, że to do mnie się gada takie teksty – odpowiadam, że i tak jest lepiej, prawda? Tu lepiej panie, ale na świecie gorzej, zabijają się, strzelają, teraz cyrk w tej Korei Południowej, u nas też panuje reżim, ale nikt nic z tym nie robi. Winda dojechała na jego piętro – nie, nie mieszka na parterze obok sąsiadki od chłodnych pięt – dobrego wieczoru życzę. Nie wchodzę przed snem na telefon, ale sąsiad skrollował na głos wystarczająco, by dobry wieczór dać nieco pod rozwagę. Zaś płynne przejście od jednego tematu do drugiego w krótkim czasie, zainspirowało mnie do napisania mechanicznej paplaniny.
Liczby wykręcane przy promocji totalnych gniotów przyprawiają o zawrót głowy. Nie chcę z siebie robić wielkiego obrońcy hip hopu, nie chodzi wyłącznie o niego, lecz o wszystkie nurty uliczne. Ile nut wychodzi z serca, a ile z algorytmów? Co serwuje się dzisiejszym dzieciakom na playlistach nazwanych rapem? Upadek jak Vancouver w Kanadzie.
Sukces sam w sobie nie jest niczym złym, ale pisanie pod trendy słuchaczy w nurcie mającym być wyrazem „twojej prawdy”…? Czytam „U brzegów jazzu” Tyrmanda, warto przypomnieć sobie i zatęsknić za tym, że muzyka powstawała w oparciu o doświadczenia z władzą, płcią przeciwną, ludźmi, ulicą, czy dzielnicą. Kto gra „dzisiejszego bluesa” w sensie inspiracji, nie oglądając się na wynik komercyjny i jest w miarę dobry brzmieniowo, co przecież też jest ważne?
Z bluesem i innymi gatunkami stało się to co musiało, zainteresował się nimi „wielki świat”, a ze swoich pierwotnych pobudek wyrastają na marginesie, we współczesnym podziemiu hip hopowym, punkowym, czy nawet elektronicznym. Trzeba się naszukać i oddzielać jedno od drugiego, sztukę od chłamu.
Dzisiejsze czasy charakteryzują się także tym, że należy nauczyć się oddzielać sport od chłamu.
Dawno nikt nie zrobił dla polskiego pięściarstwa tyle dobrego, co Julka Szeremeta. Przede wszystkim dobre walki w Paryżu, postać wzbudzająca sympatię z powodu wyglądu i sposobu bycia. Wszędzie jej pełno, gdy była w Legia Parku, scena przeżywała oblężenie. Jest sportowcem, którym można przyciągać dzieciaki i ich rodziców do dyscypliny. Dyscypliny, która nie ma łatwo w promowaniu się w dzisiejszych czasach. Trenerzy Szeremety pokazali się w mediach jako konkretne, ale przy tym wrażliwe chłopy, aż miło było popatrzeć, nie to co na jakieś napinkowe ścieki, które podkręcają patologię w podstawówkach. I co się dzieje w dobrym momencie dla polskiego boksu? Pięściarstwo wylatuje z Igrzysk!
Nie od dziś to, co najlepsze znajdziemy na marginesie. Niestety, z chłopami przeciw babom to już piękne nie jest i poszło pięściarstwu w pięty niczym sąsiadce chłód z grudniowego wieczoru. Prostego pytania – to masz fiuta, czy nie? – nie wypada dziś zadać… A to co działo się na otwarciu Igrzysk w Paryżu jest tym, co dzieje się z muzyką.
Winda dojechała na moje piętro. Dobrego wieczoru.