Ministerstwo Odlotów

Fanzin o wszystkim i o niczym…

Czas dyskomfortu

Wstaję jak zwykle wcześnie rano, mgła zasłania widok z wysokiego piętra bloku. Jesień tuż, tuż. W życiu jak zwykle pojawiły się problemy do rozwiązania. Odmawiam poranną modlitwę. Robię sobie zdrowe śniadanie.

W trwaniu w stanie łaski uświęcającej, blisko Boga, przeszkadza wiele czynników, a najbardziej my sami z naszymi namiętnościami. Zaraz po tym są toksyczne relacje na życiowej drodze, które wytrącają nas z równowagi, zaburzają wewnętrzny spokój. Trzeba się ćwiczyć w wewnętrznej ascezie, to normalny trening na wzór sportowego. W sporcie z czasem nabierasz pewności siebie, jeśli chodzi o ducha dzieje się podobnie. Wypadając z rytmu treningowego zatracasz część argumentów i jesteś słabszy, więc jeśli chcesz się utrzymać na powierzchni – musisz czuwać, trwać, walczyć.

Chcę czuwać, bo nerwy i namiętności są złym doradcą, od podejmowania decyzji w grzechu (nienawiści, zazdrości, zawiści itp.) gorszy jest chyba tylko trailer filmu „Furioza”. Niestety (?), atmosfera do tego czuwania jest w Ojczyźnie coraz gorsza i będziemy musieli wykazać się wytrwałością i poradzić sobie z próbą, chwytając się płaszcza Tego, o którego faktycznie powinno chodzić (bo przecież nie chodzi o PiS…).

Przez kilka ostatnich lat wiara katolicka w Polsce jest zaciekle atakowana. Nie chodzi tylko o ujawnianie afer, bo te mają prawo (muszą!) być ujawnione, ale o światopogląd – miały miejsce głośne protesty, profanacje, nawet agresja. Świątynie są coraz bardziej puste, a księża – mam wrażenie – zniechęceni. Może to wrażenie potęgują ograniczenia związane z covid-19, ale odbieram sytuację tak jakby ludzie Kościoła sami zaczynali wątpić w „ducha w narodzie”. Brakuje mądrej inicjatywy, zachodzą coraz głębsze podziały. Na tle tego Netflix, tak popularny jak w latach dziewięćdziesiątych dobranocki, produkuje kolejne antyreligijne bomby, a kultura popularna ma przeogromną, może nawet największą siłę.

Bywam w różnych kościołach, zależy gdzie akurat jestem, i nie pamiętam kiedy widziałem kapłana wygłaszającego z zapałem, siłą, żywą nadzieją swoje kazanie. Chyba wszyscy tacy przenieśli się do opcji „cyber-katolik”, bo faktycznie kilka ciekawych vlogów można w tygodniu obejrzeć. Co jednak z szarymi wiernymi i siłą, która powinna promieniować z każdej parafii? Nie raz odnosiłem wrażenie, że ksiądz jest bardziej znudzony staniem na ambonie niż wierni w ławkach. Tym sposobem daleko nie zajedziemy. Księża – a biskupi to już w ogóle – zawaleni są zbyt dużą liczbą obowiązków, które powinny wykonywać raczej osoby świeckie, kiedy kapłani będą realizować swoje kapłaństwo, wychodzenie i bycie dla ludzi.

Z drugiej strony, co mają powiedzieć katolicy w krajach, w których wioska czeka na wizytę księdza miesiąc czasu? Znajomy kapłan (ostatni z zapałem jakiego poznałem) był w Panamie na Światowych Dniach Młodzieży. Spał (długo, prawie miesiąc) w jakiejś wiosce, gdzie msza święta mogła odbyć się co najwyżej jeden raz w miesiącu. Mieszkańcy witali i traktowali go jak człowieka Chrystusa, nie jak potencjalnego zboczeńca, złodzieja, czy głupka-nieudacznika, który nie ma pomysłu na życie. Pozdrawiali z daleka, chcieli rozmawiać, pragnęli, by ich uczył, spowiadał, błogosławił. Ogromny głód wiary i szacunek do kapłaństwa – przeciwieństwo dzisiejszej Europy Zachodniej.

Kim jest ksiądz dla Polaka-katolika…? Ale też – kim jest Jezus i ewangelizacja dla księdza? Nie możemy pogubić się w tych relacjach, bo tysiące polskich świątyń będzie w końcu opustoszałych.

Jak sobie radzę z tym kryzysem? Skupieniem się na sednie – duchowości i na myśli, że jeśli Bóg jest, a to jest podstawą wiary, to sobie poradzi. Muszę jednak nad sobą pracować i „być”, bo wiara polega – mimo wszystko – na czynie, za sprawą wolnej woli samo się w naszym życiu (i w naszym kraju) nie zrobi, trzeba chęci i pracy. Zaczyna się od ducha i sakramentów. Nie izoluję się, żyję wśród ludzi, w świecie, który nie raz pobrudzi – co pewnie odczuwacie czytając moje teksty – ale zawsze wracam, by wziąć prysznic. Zweryfikować swoje ścieżki, nazwać błędy po imieniu, nawrócić się. Lata lecą, a naprawiam się i odzyskuję spokój przed tym samym wizerunkiem – Jezusa i Jego świętych. Lubię obrazki z amerykańskich slumsów, gdzie graffiti z Synem Bożym łączą się z miejscowymi problemami, kryzysami, niepokojem i biedą. Świata nie zmienię, ale mogę umieścić w nim Boga, On może promieniować w tym syfie i pomagać mi iść dalej mimo rosnącego dyskomfortu.

Pozostańmy silni.

PS: Na marginesie kryzysu wiary i rosnącego ateizmu, Łukaszenka robi Unii psikusa i oto mamy pod granicami tłumek wyznawców Mahometa i kolejny problem migracyjny do rozwiązania… Problem także moralny. Jak go widzicie? Piszcie na maila kontaktowego: ministerstwoodlotow@gmail.com.

PPS:

Daj nam pokój, o Panie

Tego dnia

Ponieważ nie ma nikogo innego

Kto by walczył po naszej stronie

(włączcie polskie napisy)

Show More