fot. Fotorelacje – JW
Wyciągam kubek do kawy z jednej z wielu stert brudnych naczyń stojących w całej kuchni. To jak gra w bierki, skupiam się i wyostrzam wzrok – wybrać wyciągnięcie tego kubka, po którym nie zawali się cała konstrukcja. Znajduję najmniej brudny i taki, od którego nie są zależne piramidy ceramiki, szkła i innych tworzyw, znajdujących się w tej nieco już cuchnącej konstrukcji. Udało się, kubek bierze pod kranem szybki prysznic na zimno i mogę zapełnić go tym, o co się do niedawna nie podejrzewałem – kawą Latte. To po to przez całą podróż poślubną we Włoszech nawijałem migowym do makaroniarzy, którzy nie rozumieli pojęć Americano i gorzka rura z czarnej sypanej? Żeby teraz popijać Latte jak pieprzony hipster? Kurde, dobre jest. Kofeina przeszywa wnętrze i decyduje za mnie, by otworzyć plik i pisać podobne bzdury. A mógłbym w tym czasie posprzątać! Kiedyś to zmienię – nie obiecuję!
Wygodnie jest tak uciekać, ale w życiu trzeba wybrać od czego można, a od czego za cholerę, o brajdaszkowie moi. Nie myję naczyń, nie mam (jeszcze… – nie obiecuję!) prawa jazdy, nie potrafię zbudować domu (ygzekli to, czego nigdy nie mogłem znieść, jak mówił Alex), ale jakoś stoję, być może jako żywa figura tezy, że nawet takim coś się udaje (jestem tu po to aby istniał jakiś kontrast – Włodi). No tak, na czymś trzeba budować poczucie własnej wartości, gdy uciekniesz zupełnie od wszystkiego, może ci pozostać jedynie słynny ostatnio skok na banię z dachu, sport jeszcze nie olimpijski.
Ale ja nie o tym, to ta Latte (nie wiedziałem, że jest w niej podwójne Espresso, czemu nikt mi przez 34 lata nie powiedział?).
W cudowny sposób covid, a co za nim idzie – restrykcje, znikają tuż przed wakacjami.
Niby teraz jesteśmy w znacznym procencie zaszczepieni, ale już mówi się o kolejnej fali. Podobnie z restrykcjami było w poprzednie wakacje, pamiętam tłumy we Władysławowie. Żeby nie okazało się, że to takie: mata, wyjedźta sobie, zaróbta i wydajta trochę, ale od października wracacie do klatek, bo to – po szczepionkach – nie byłoby już takie śmieszne. Zrodziłoby pytanie – i do kiedy tak, która mutacja będzie tą ostateczną, tą którą „amerykańscy naukowcy” (hłe, hłe) pokonają niczym Kapitan Ameryka (na okładce komiksu, w którym zadebiutował ten superbohater, uderza on pięścią w twarz Hitlera, co to zatem dla niego jakiś wirusek…)?
Może muszą minąć lata zanim oddolny ruch antycovidowy stanie się masowy? Póki co – mimo wszystko nie jest. Nie jest, bo nie przekonuje – większość (?) osób zna już kogoś kto nagle zmarł na covid i nie byli to wcale sami cukrzycy o wadze 150 kilo. Śmierć była zawsze, ale covid jej pomaga, bez dwóch zdań.
Ruch antycovidowy nie jest masowy, bo pełno w nim tradycyjnych teorii spiskowych. Nie twierdzę, że gdzieś w tle ktoś nie załatwia swoich interesów (zawsze się je załatwia), nie wiem, czy jest to wyprodukowane w laboratorium, czy nie, ale fakty są takie, że polskie władze zostały postawione przed kryzysem globalnym i z jednym lepiej, a z innym gorzej (gdy nie wiadomo o co chodzi…) dają sobie radę. Widać jak na dłoni działanie po omacku, ale prócz teorii spiskowej zapomniano o pewnej ważnej rzeczy – wszelkie władze to ludzie, nie wszystko wiedzą, słuchają – prócz ludzi mądrych – rad głupków, nie chce im się, albo przeciwnie… za bardzo im się chce. Jeden globalny powód restrykcji w pandemii, w poszczególnych krajach, moim zdaniem po prostu nie istnieje. Kse, kse, ksero boy… Inni coś tam zamknęli, to my też, coś przecież robić musimy.
Zapewniam, że nie jest mi wygodnie tak myśleć, jak w przypadku naczyń, po prostu jeśli ktoś z władz wie – pewnie nie powie, a covid i skala restrykcji stanie się, już się stała, nową wiarą dla części populacji. Jedno można antycovidowcom przyznać – jeśli jakiś spisek istnieje, chce abym tak myślał i opłaca mu się spiskować, bo skala dezinformacji była i jest olbrzymia. Ba, prawda faktycznie istnieje, ale obok niej jest w obiegu dziesięć innych… po prostu covid-19 żyje już własnym życiem, zarówno w atmosferze jak i w polityce.
Pisałem już o moim podejściu – po prostu miałem to w dupie, próbując żyć tak jak przed pandemią, nosząc maseczki w obawie przed gniewnym wzrokiem rodaczek +60 lat. Poszedłem na ten kompromis, bo co chwila słyszałem, że ktoś zmarł – nie w telewizji, a wśród znajomych i znajomych znajomych. Pytanie w jakim świecie narzucą nam żyć. Póki ludzie umierają, będą mieli argumenty… Jeśli społeczeństwo dostrzeże, że zgony zachodzą tylko w telewizji, a w mieście cisza – wtedy ruch antycovidowy ma szansę stać się masowym.
Idę zobaczyć, czy mój kubek jeszcze jest wolny, czy czas na bierki. Dobrego dnia.