Wszystko zaczyna się w domu – tak się mówi, chociaż podwórko też ma ogromne znaczenie w kształtowaniu psychiki. Jeśli dzieciak czuje na chacie optymizm, istnieje duża szansa, że będzie się śmiał także na zewnątrz, śmiał się mimo wszystko! Kiedy mama z tatą, o ile dotrwali w komplecie chociaż do ósmych urodzin dziecka, wiecznie narzekają, nawet jeśli otaczają ich sprawy warte narzekania jak inflacja itp., trudno nie przesiąknąć pesymizmem, ciężko nie czuć się oblepionym „polską mentalnością” (jak mawiamy stadnie), którą następnie przekazujemy potomkom.
Młodzi Polacy naznaczeni są piętnem naszego, wiecznego, smęcenia?
Pogoda nie pomaga, a tacy przykładowo Norwegowie skaczą także za jej sprawą ze swych pięknych skał, mimo kolosalnych – z naszego punktu widzenia – zarobków. Warto podróżować tam gdzie więcej słynnej witaminy D, to naprawdę działa, przynajmniej w moim wieku (ha ha).
Nie żeby nic złego się w kraju nad Wisłą (i poza nim) nie działo, lecz trzeba patrzeć na jasną stronę życia, jak uczyły nas m.in. legijne trybuny nie tylko podczas autoironicznej oprawy inspirowanej „Żywotem Briana”, ale podczas prawie każdego dnia wokoło stadionowego spędzania czasu.
Sens życia, uśmiech – nie możemy tego zgubić, dużo o tym piszę, bo to ostatnia nadzieja poza Bogiem i rodziną.
Tymczasem wszystko co instytucjonalnie wielkie, ogromne – przesiąknięte jest syfem. Fifa, działacze innych sportów (np. ostatnie afery w polskim tenisie), władze religii, parlamenty, nawet liderzy większych grup „niezależnych”… Wyniosłe idee, odwrotne czyny…
Nadzieja umiera ostatnia, ale jednak umiera, a autonomiczne, lokalne działanie jakoś nie chce.
Dlaczego? Bo „wewnątrz” pałaców, krajów rządzonych przez skurwysynów, obok mas zombie bezrefleksyjnie im wierzących, kształtują się i działają piękne umysły. „Oni” mają swój szczyt w Davos, „my”, na przykład, na ukochanym stadionie, czy w pobliskim klubie sportów walki. „Pod wodzą” skurwieli, materialistów, zbrodniarzy i zboków trenują miliony dobrych dzieciaków, modlą się uduchowieni kapłani i ich wierni, a garstka aktywistów próbuje zmienić bieg dziejów na mniej krwawy i wyzyskujący.
Tak widocznie musi być, a my nie możemy się poddać, lecz wywalczyć swój kawałek podłogi w tym Systemie, ruchać go na ile się da, zauważyć tych dobrych. Przykładowo właściciel, od którego wynajmuję powierzchnię dla siebie i dzieciaków, gdy usłyszał, że to dla nich, od lat utrzymuje niski czynsz za wynajem, pomaga, nie utrudnia. Mała rzecz z jego punktu widzenia, a mogę działać, żyć, oddychać. Kurwa, bądźmy życzliwi.
Gdybym wyłącznie żywił się bieżącą prasówką, chyba bym zwariował. Dziś miałem czas i chęć ją zrobić, ta sama masakra, nie chce mi się pisać o Morawieckim i Grecie. Już lepiej włączcie starego Monty Pythona, a jutro w robocie skitrajcie się przed szefem i zobaczcie kolejne zwycięstwo ex legionistki Igi Świątek.